Wycieczka do Afryki.
Laylah Attar zasłynęła u nas pozycją „Papierowy Łabędź”, którą przy pisaniu opinii bardzo Wam polecałam. Nie tak dawno temu zabrałam się za drugą jej książkę, którą wydawnictwo Papierówka wydało u nas, czyli „Mgły Serengeti” i muszę przyznać, że zostałam zaskoczona tą pozycją.
W wybuchu bomby w centrum handlowym we wschodniej Afryce, Rodel straciła siostrę, a Jack córkę.
Strata bliskiej osoby sprawiła, że dwie zgubione dusze znalazły się zupełnie przypadkiem w wielkiej sprawie, jaką było uratowanie trójki dzieci.
Rodel przyjechała do Afryki, zaraz po kupnie własnych czterech ścian w Anglii, chcąc posprzątać rzeczy siostry. Kiedy zobaczyła żółte karteczki z niedokończoną pracą swojej siostry stwierdziła, że dokończy jej dzieło i tak się z nią pożegna.
Kiedy spotyka Jacka, który jest cieniem samego siebie, nie spodziewa się pomocy. Jednak babcia mężczyzny, która przeżyła znacznie więcej w życiu szybko skłania go do udzielenia pomocy.
Tak oto Rodel z Jackiem udają się na równiny Serengeti, aby wypełnić ostatnią wolę siostry Rodel, a także pożegnać się z bliskimi osobami , które stracili.
Dobra. Zacznijmy od początku. „Mgły Serengeti” okazały się być zupełnie inną pozycją, niż myślałam, że będą. Kiedy zaczęłam czytać tę pozycję wpadłam w świat „Białej Masajki”, który szybko przerodził się w coś znacznie głębszego. Nie napiszę Wam o co chodzi w tej pozycji, bo nie chce zepsuć Waszego zaskoczenia, ale możecie być pewni, że nie jest to błahy romans, z nic nie wartymi problemami.
„Mgły Serengeti” to coś znacznie więcej.
Rodel i Jack to bohaterowie, których czułam od ich pierwszego spotkania. Żałoba, jaką w sobie nosili sprawiała, że książka miała zupełnie inny wydźwięk, niż się spodziewałam. Co więcej muszę przyznać, że książka Lylah Attar nie jest łatwą pozycją. Pogodzenie się ze śmiercią bliskiej osoby nigdy nie jest łatwe, szczególnie kiedy na horyzoncie pojawia się osoba, która nie dość że przeżywa to samo i rozumie, to też pociąga.
Człowiek wtedy głupieje, bo nie wie, czy może się zakochać, kiedy dopiero co opuścił cmentarz.
Odchodząc od smutnych tematów muszę pochwalić autorkę za piękne i malownicze opisy, które na szczęście nie są przesadzone. Attar pokazuje Afrykę tak, że niemalże czułam, że tam jestem. Niemalże, bo nie czułam tego gorąca, które tam panuje. Na szczęście.
„Mgły Serengeti” to piękna opowieść o śmierci, odrodzeniu się na nowo i miłości, która potrafi przetrwać wszystko. Jest to pozycja, która zatrzymuje czas i skłania do przemyśleń, a także zostaje na dłużej w pamięci. Po zamknięciu książki długo patrzyłam w okno myśląc co właśnie otrzymałam i końcem końców stwierdzam, że choć lektura jest naprawdę piękna to nigdy nie chciałabym przeżyć tego w prawdziwym życiu. Nawet, jeżeli książkowy Jack, byłby mężczyzną moich marzeń.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu