Chce więcej!
Ursule K. Le Guin znam, bo jej książki wiele razy obiły mi się o uszy. Jednak jeżeli mam być szczera, to nie miałam okazji sięgnąć po tę autorkę wcześniej, czego bardzo żałuję, bo po lekturze „Kotolotków” odleciałam razem z autorką i jej tytułowymi kotolotami.
Poznajcie Talmie, Harriet, Rogera i Jamesa, którzy urodzili się ze skrzydłami. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby byli ptakami, a nie kotami posiadającymi skrzydła. Kiedy podrośli ich mama poprosiła ich, aby odlecieli z miasta, w którym się wychowali i udali się w jakiekolwiek bezpieczne miejsce, gdzie nikt nie zwróci na nie uwagi. Kotolotki udały się zatem w długą i daleką podróż, która zaprowadziła ich do lasu, gdzie kilka dni później poznali dwójkę dzieci, którzy postanowili się nimi zaopiekować i dać im ciepły kąt w nieużywanej stodole.
Kotki rosły zdrowo, mając pod dostatkiem jedzenia, ale brakowało im w życiu przygód.
Tak oto dwójka z nich udała się do miasta, aby odwiedzić mamę i opowiedzieć jej o swoich dokonaniach.
Jednak śmietnik, który był dla nich od lat domem, przestał istnieć, a budynek przy którym mieszkali był wyburzany. Kotolotki spotkały czarnego kociaka, który nie potrafił mówić jak one, ale miał piękne czarne skrzydła. Tak oto poznały swoją młodszą siostrę, która zagubiła się w całym rozgardiaszu.
„Kotolotki” są cienką książką. Ursula Le Guin przyzwyczaiła nas do grubaśnych tomów, a tutaj mamy raptem dwieście stron, które zabiera nas w wspaniały i niezwykle barwy świat kotów, które posiadają skrzydła.
Książka ta posiada kilka opowiadań, które mają własne rozdziały. Każda z tych historii jest niezwykle ciepła, a czytanie ich sprawiło mi ogromną przyjemność.
Opowieści te niosą za sobą morały. O tym, że nie należy się wywyższać, bo pochodzi się z lepszej rodziny, o tym, że życie nie zawsze jest łatwe, albo że nie zawsze należy każdemu na ślepo ufać, bo nie zawsze obcy ma wobec nas dobre zamiary. Przede wszystkim zaś, pokazują że inność nie zawsze jest akceptowana. Choć „Kotolotki” to książka z gatunku literatury dziecięcej, wydaje mi się, że my, dorośli możemy z niej wyciągnąć znacznie więcej. Szczególnie w dzisiejszym świecie.
Nie mogłabym zapomnieć o pięknie dobranych i delikatnych ilustracjach, które możemy oglądać podczas lektury tej pozycji, a których Wam niestety nie pokaże, z racji, iż czytałam „Kotolotki” w formie ebooka.
Ursula K. Le Guin przekonała mnie ta pozycją do swojej twórczości. Mam zamiar sięgnąć po te poważniejsze książki jej autorstwa w najbliższej przyszłości i w końcu nie będę pisać, że jej tytuły obiły mi się tylko o uszy.
A „Kotolotki” zdecydowanie polecam.
Za ebooka dziękuję wydawnictwu