Maas dla dorosłych!
Do tej pory Sarah J. Maas kojarzyła nam się z dwoma seriami „Szklanym Tronem” oraz „Dworem cierni i róż”. Autorka postanowiła wyjść z tego skojarzenia i tak oto „Księżycowe Miasto” miało swój początek. Polscy fani nie musieli długo czekać, na nasza wersję, bowiem wydawnictwo Uroboros kilka miesięcy później zapowiedziało tę pozycję u nas.
Czy „Księżycowe Miasto” warto przeczytać?
Bryce Quinlan nie jest zwykłą dziewczyną. Urodziła się jako pół człowiek, pół Fae. W dzień, Bryce pracuje dla handlarza antyków, gdzie sprzedaje magiczne artefakty, oczywiście nie zawsze są to legalnie sprzedawane rzeczy. Nocą zaś zmienia się w imprezowiczkę i razem z grupą przyjaciół spędza godziny snu w klubach Lunathionu, Imprezuje do tego stopnia, że powstała dla niej ksywa „Imprezowa Księżniczka”. Bryce może uważać się za prawdziwą szczęściarę ze swoim życiem, ale cała radość pryska w jeden wieczór, kiedy w mieście zostaje popełnione morderstwo z zimną krwią. Świat Bryce zaczyna się walić, a dziewczyna postanawia zmienić nawyki i dowiedzieć się, kto jest mordercą.
Pierwsza część tomu pierwszego „Księżycowego Miasta” to zaledwie wprowadzenie do całej historii. Sarah J. Maas w swojej najnowszej książce buduje cały świat od zera i z każdą kolejną stroną zaprasza nas do niego bardziej i bardziej. Wprawdzie morderstwo, szybko rzuca nas na głęboką wodę z całą akcją książki, to jednak potem ponownie wędrujemy z naszymi bohaterami, dociekając prawdy, która jest bardzo dobrze ukryta.
W „Księżycowym Mieście” poznajemy wielu bohaterów, ale niewątpliwie to Bryce i Athalar są tutaj głównymi postaciami. To właśnie z nimi dreptamy uliczkami Crescent City, odkrywając to tajemnicze miasto, a także szukając jakichkolwiek poszlak na znalezienie mordercy, który wprowadza w mieście chaos.
Pierwszy raz muszę przyznać, że Sarah J. Maas poczyniła naprawdę solidne postępy, jeżeli chodzi o budowanie bohaterów. A w sumie to jednego z nich. Orion „Hunt” Athalar to najlepsza postać, jaką autorka kiedykolwiek stworzyła. Jest upadłym aniołem, który pracuje dla Archaniołów, a raczej wykonuje za nich brudną robotę. Hunt ma swoją przeszłość, którą poznajemy w „Księżycowym Mieście”, ma swoje demony, które ścigają go każdego dnia i posiada naprawdę rozbudowaną psychikę. Muszę przyznać, że byłam w głębokim szoku, czytając kolejne fragmenty, w których opowiadał o sobie. Co więcej, to właśnie Hunt jest moją ulubioną postacią w tej historii. Zresztą, podejrzewam, że sami po lekturze stwierdzicie to samo.
Bryce zaś... nie chce dużo pisać, aby nie zdradzić Wam ważnych rzeczy z jej życia. Ale mogę śmiało napisać, że Bryce to silna i pełna sarkazmu kobieta, która nie boi się odwarknąć, albo powiedzieć co myśli. W końcu dostaliśmy od Maas bohaterkę, która myśli mózgiem i potrafi z niego korzystać. I chyba to cenię w niej najbardziej. Bo naprawdę, robienie z bohaterek „słodkich idiotek” stało się już nudne. Sarah J. Maas obudziła we mnie nadzieję, na lepsze kobiece postaci.
Pierwsza część „Domu Ziemi i Krwi” to książka, która pokazuje, że Sarah J. Maas odnajduje się w urban fantasy bardzo dobrze. Historia choć rozwija się wolno, nie nudzi, a my, jako czytelnicy dojrzewamy razem z nią, aby poznać jej koniec.
Co więcej iskry, które cały czas mijają się między Bryce, a Huntem w końcu zaczynają krążyć wokół siebie coraz bliżej, a my możemy usiąść wygodnie i oglądać ich spektakl.
„Księżycowe Miasto” to fantastyczno- kryminalno– detektywistyczna historia z wątkiem romantycznym.
Dużo prawda?
Dużo.
I z wielką przyjemnością mogę napisać, że Sarah J. Maas wyniosła swoją nową książkę na wyżyny.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu