Czujecie się w lesie, jak w domu?
Odpowiadając na pytanie zadane wyżej: ja tak. Uwielbiam chodzić do lasu na grzyby, albo po prostu w nim spacerować, tylko ostatnio latające kleszcze trochę mnie do tego zniechęciły.
W każdym razie na „Córkę Lasu” czeka cała masa Czytelników. Książka za granicą odniosła sukces światowy i naprawdę ciężko dostać egzemplarz pierwszego tomu w normalnej cenie. Cała seria „Siedmiorzecze” zaś, ma sześć tomów, aczkolwiek czytając o kolejnych z nich na goodreads, zrezygnowałam z sięgania po dalsze tomy. Sama „Córka Lasu” okazała się być ciekawą lekturą, która mimo tego ma minusy.
Sorcha miała być chłopcem. Siódmym synem Lorda Columa. Kiedy jej matka umarła wydając ją na świat, ojciec dziewczynki załamał się i nie chciał patrzeć na swoje najmłodsze dziecko. Szóstka starszych braci z innymi kobietami z rodu Erin opiekowała się dziewczynką, aby ta mogła wyrosnąć. Sorcha szybko zaprzyjaźniła się z lasem, który rozpościerał się dookoła ich wioski. Dziewczynka zaczęła uczyć się o leczniczych właściwościach roślin i szybko zrozumiała, że jej misją jest pomaganie chorym ludziom, właśnie za pomocą tychże roślin.
Pewnego dnia ojciec siódemki rodzeństwa wrócił z kolejnej wojny z kobietą, która zaczarowała jego serce do tego stopnia, że zapomniał o zmarłej żonie. Sorcha jako pierwsza zauważyła, że Lady Ooangh nie jest tylko człowiekiem. Kobieta robiła wszystko, aby poróżnić ojca z dziećmi, a nawet braci między sobą. W końcu doszło do spotkania w lesie, które zmieniło Sorchę i jej braci na zawsze. Klątwa, którą zdjąć mogła tylko dziewczynka miała przez ponad rok jej ciążyć.
Mogłabym Wam tu napisać ciut więcej, ale stwierdziłam, że sami poznacie tę historię. „Córka Lasu” to ponad 600 stronicowa książka, która zabiera nas w świat magii, ziołolecznictwa i celtyckich wierzeń.
„Córka Lasu” to powieść pełna mitów i legend. Akcja tej historii dzieje się we wczesnośredniowiecznej Irlandii, do czego autorka wiele razy nawiązuje. Wszystkie te legendy i historie opowiadane przez bohaterów wprowadzają Czytelnika w lekki stan rozmarzenia, a co więcej czytając „Córkę Lasu” naprawdę można poczuć się, jak w lesie.
Książka jednak nie ustrzegła się minusów, ale te to osobista sprawa, każdego czytelnika. Według mnie 600 stron to zdecydowanie za dużo i dlatego uważam że „Córka Lasu” jest przegadana. Do 300 strony czytało się to naprawdę dobrze, a potem przez kolejne 200 stron męczyłam się okrutnie przy lekturze. Dopiero na 500 stronie akcja ruszyła i wkręciłam się w tę historię ponownie.
Gdyby wyciąć te 200 stron w których i tak za dużo się nie działo to „Córka Lasu” byłaby dla mnie idealna.
Wiele razy pisałam, że nie jestem fanem „ścian tekstu”, które opisują wszystko bez możliwości ruszenia wyobraźni. Tutaj właśnie tak jest. Autorka zabawiła się w Tolkiena i podczas pisania snuła opisy na kilometry stron, które nie dość, że nie wprowadzają nic do fabuły, to jeszcze nie pozwalają uruchomić wyobraźni. Ostatnio czytałam taką jedną książkę, jako beta i tam opisów było na tyle mało, że widziałam wszystko oczyma wyobraźni. Tutaj? Cóż, ani razu nie zobaczyłam niczego. Ultra szczegółowe opisy skutecznie zniszczyły moją wyobraźnię. Myślę jednak, że to sprawa osobista każdego czytelnika i niektórym może się to podobać.
Podobał mi się pomysł z siódemką rodzeństwa. W sumie to zazdrościłam głównej bohaterce szóstki braci. Tutaj duży plus dla Marillier za rozwinięcie każdego z braci na swój własny sposób. Czytając „Córkę Lasu” poczułam się dopieszczona pod względem zadbania o charaktery postaci. Nie wspominając co dzieje się dalej w książce mogę napisać, że w tym kontekście jest naprawdę ciekawie.
„Córka Lasu” to fantastyka, w której mało jest prawdziwej fantastyki, bo nie ukrywajmy dwa duchy leśne nie czynią z książki, pozycji z gatunku fantastyki. W każdym razie jest to na tyle dobra historia, która mimo minusów potrafi się sama obronić. „Córkę Lasu” polecam pod względem fabuły, bo opisów już niekoniecznie.
Za egzemplarz do opinii dziękuję