Aladyn rośnie w siłę.
Pisałam Wam, przy okazji poprzedniej recenzji, że nie muszę czekać na kolejne tomy „Magi”, co mnie bardzo cieszyło. No, bo widzicie... po skończeniu 18 tomu moja radość diametralnie się zmieniła. Wpadłam w czarną rozpacz.
FABUŁA
W tych tomikach dużo i w sumie najwięcej dzieje się u Aladyna. Chłopiec dalej jest w akademii Magii i pilnie się tam uczy, każdego dnia podnosząc swoją siłę i doświadczenie. Już wita się z gąską i liczy na miano najlepszego studenta na roku, kiedy okazuje się, że ktoś inny zgarnia ten tytuł. Chłopak o imieniu Titus okazuje się być zdecydowanie lepszy od naszego bohatera. Aladyn na początku jest zasmucony tym faktem, ale potem ponownie wraca do bycia pozytywnym i uśmiechniętym. Titus prosi, aby Aladyn został jego przyjacielem, jednak z przyjaźni nic nie wychodzi, bo chłopcy zaczynają walczyć. Walka jest na tyle ciekawa, że pojawia się na niej sam dyrektor akademii – Matal Mogamett. I Titus, i Aladyn dostają polecenie sparingu kontrolowanego, z którego lepszy przejdzie dalej. Końcem końców wychodzi, że oboje zostają i rzeczywiście zostają przyjaciółmi. Razem z Sphintusem, współlokatorem Aladyna zaczynają zwiedzać Magnostadt. Szybko jednak trafiają na dziwne zachowania, co rozbudza w nich chęć węszenia. Trójka młodych magów odkrywa tajemnice idyllicznego miasteczka. Dyrektor reaguje na ich poczynania i zaprasza ich na wykład, w którym opowiada całą prawdę o sobie, i swoich marzeniach idealnego miasta. Jednak Aladyn nie chce się zgodzić z Mogamettem. Nie on jeden zresztą, ale mimo tego obiecuje dyrektorowi stanąć po jego stronie, kiedy u brzegów miasta pojawią się wrogowie.
A na tych nie trzeba czekać zbyt długo.
OPRAWA GRAFICZNA
Mamy półmetek serii, a już jest co podziwiać jeżeli chodzi o widok na półce. „The Labyrinth of Magic” prezentuje się bardziej, niż zacnie. Nie zauważyłam różnicy w kresce, ale dalej przyjemnie mi się czytało. Pewnie widzieliście na moim instastory (albo nie), jak planowałam czytać mangi to chciałam skończyć tylko na „Magi”, niestety się to nie udało i po tych tomikach, wzięłam kolejne, inne historie. Mangi mają to do siebie, że jak zaczynam je czytać, to nie jestem w stanie przestać. Też tak macie? Odbiegłam trochę od tematu. W każdym razie, nie mogę się odczekać, jak będzie się prezentować cała seria na półce, bo aż mnie korci, żeby robić jej zdjęcia.
BOHATEROWIE
W większości akcji, które dzieją się w tych tomikach występuje Aladyn. Mamy jego naukę, walki, a potem także wypełnia jedną z decydujących ról na polu bitwy. Pojawia się też Alibaba, ale w znacznie mniejszym stopniu. Bardzo brakowało mi Morgiany. Mało jej było, tak że prawie wcale. Mam nadzieję, że w następnych tomikach będzie jej trochę więcej.
Dyrektor Matal Mogamett jest dla mnie podejrzanym typem. Nie wiem dlaczego, ale nie lubię go. Może i jego wykład był ciekawy i wydał się być poparty solidnymi argumentami to i tak mu nie ufam. Mam nadzieję, że Aladyn oprzytomnieje w dobrym momencie i nie da się zwieść na manowce. No i oczywiście brakuje mi Sindbada. Przyznam szczerze, że już nie mogę się doczekać, jak nasi bohaterowie ponownie się spotkają i wrócą do Sindrii. Z jednej strony to dobrze, że akcja została podzielona na trzy różne wątki, ale z drugiej... no jak Sindbada nie ma to smutno.
OPINIA OGÓLNA
Wracając do początku tego wpisu. Wpadłam w czarną rozpacz po zakończeniu 18 tomiku tej mangi. Dlaczego? A dlatego, że nie mam 19, a wydawnictwo Waneko już ma nawet 20. No cóż, będę musiała swoje odczekać, zanim ponownie sięgnę po tę mangę. Chociaż nie ukrywam, że skończyła się w takim momencie, że miałam ochotę rzucić przez cały pokój tomikiem i powiedzieć „pierdole, dalej nie czytam”. Oczywiście tego nie zrobiłam, gwoli ścisłości. Czekam na kolejne części z niecierpliwością. Mam wrażenie, że fabuła zostanie nieźle zamieszana. Pytanie tylko, czy będziemy w stanie ją ogarnąć?
Za tomiki do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu