„Małe Licho i Anioł z Kamienia” - Marta Kisiel


IDĄ ŚWIĘTA!


Nowa książka Marty Kisiel to było to, na co czekałam równie mocno, jak na powrót do domu ze statku. Kiedy zasiadłam do tej lektury, wiedziałam że śmiechu będzie co niemiara, a cała historia znowu będzie po prostu epicka. I co? Nie myliłam się!

W domu Bożka na stałe zagościła radosna atmosfera. Tym bardziej, że zbliżały się święta i to nie byle jakie, bo Bożego Narodzenia. Od rana do wieczora Licho wycinało ozdoby choinkowe, a Krakers piekł coraz to nowe ciasteczka i gotował potrawy do wigilijnego stołu. Wszyscy pisali listy do Świętego Mikołaja, chociaż te wiele razy były zmieniane, ale bynajmniej nie skracane, a wydłużane jeszcze bardziej. W końcu jednak dzień świąteczny nadszedł i cała familia Bożydara Jakiełłka zasiadła do stołu, aby celebrować ten niezwykły czas. Po świętach, jak to zwykle bywa nadeszły przygotowania do Sylwestra. Bożek pierwszy raz mógł spędzić je z aniołami, utopcami, dżinami, widmami i wszelkiego rodzaju innymi potworami, ale w całym tym niezwykłym gronie znalazł się Tomek, przyjaciel chłopca ze szkoły. 
Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że z Tomkiem do domu Bożka przyszła też ospa, która rozłożyła na łopatki Licho, wujka Konrada, a nawet Krakersa. 
Mama, będąc mistrzynią szybkiej reakcji od razu stwierdziła, że Bożek, póki zdrowy musi wyjechać do cioci Ody, aby sam nie został zarażony chorobą. 
Zapakowali się razem z aniołem Tsadakielem i Guciem do auta i wyjechali do Lichotki, gdzie mieli spędzić czas wolny, dopóki w domu sytuacja nie wróci do normalności. 
Wszystko zapowiadało się w szarych kolorach, jednak była to tylko mgła, zapowiadająca wspaniałą przygodę.

Ponownie moje serduszko zostało skradzione przez Martę Kisiel. Ałtorka, bo tak Marta Kisiel sama na siebie woła pokazała, że odnajduje się nawet w literaturze świątecznej, bo poniekąd „Małe Licho i Anioł z Kamienia” jest o świętach. Cała ta książka jest uroczą, ciepłą historią o odwadze i waleczności Bożka, a także zrozumieniu własnych błędów i nauce na nich. Marta Kisiel w swojej nowej historii zawarła dawno zapomniane wartości, takie jak przyjaźń, miłość i dbanie o bliskich. Nie da się ukryć, że „Małe Licho i Anioł z kamienia” to pozycja pełna morałów i chociaż skierowana jest ona dla dzieci, to i dorośli będą mieć podczas czytania niezłą frajdę. 

Pełno tutaj żarcików w stylu Marty Kisiel, a także śmiesznych sytuacji, które są w stanie zobrazować nam domowe życie Bożka. Ałtorka świetnie przedstawia życie widziane oczami dziecka, które tak bardzo różni się od sztywnego postrzegania świata przez dorosłych. Nic, tylko ubrać strój pandy (chyba że wolicie inne zwierzątko) i ponownie poczuć się, jak dziecko podczas lektury. Co więcej „Małe Licho i Anioł z kamienia” pokazuje, że nie należy oceniać człowieka po pierwszym spojrzeniu na niego, bo wrażenie często jest mylne. 

Nawiązania do „Wiedźmina” to pryszcz przy „Dziadach” Adama Mickiewicza! Uwielbiam wieszcza i kiedy tylko zobaczyłam cytat właśnie z „Dziadów” umarłam z radości. Ba! Przyznam się Wam zupełnie szczerze, że to właśnie „Dziady” uratowały moją maturę z polskiego, bo niestety, ale „Lalka” to dla mnie kompletna porażka, której nie dałam rady doczytać dalej, niż do ósmego rozdziału. 

„Małe Licho i Anioł z kamienia” to przezabawna opowieść, która uczy ważnych wartości. Co więcej muszę przyznać, że ubawiłam się przy niej nawet bardziej, niż przy „Małym Lichu i tajemnicy Niebożątka”, ale obie te pozycje są napisane na wysokim poziomie. Wyśmienita fabuła, zabawne sytuacje i wspaniali bohaterowie to to, co wyróżnia Martę Kisiel od zwykłych autorów. Zdecydowanie polecam, a sama wrócę do tej książki jeszcze nie raz. 

Za egzemplarz dziękuję

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com