Nie wszystko złoto, co się świeci.
Zanim zaczęłam czytać tę pozycję zrobiłam rozpoznanie na GoodReads i Lubimyczytać. O ile za granicą ta pozycja podoba się Czytelnikom (ale ustalmy jedno – im się wszystko podoba), o tyle u Nas ta książka nie ma już takich dobrych ocen. Tym bardziej zastanowiło mnie dlaczego i po „Złotą dziewczynę” sięgnęłam szybciej, niż spodziewałam się sięgnąć.
Lark Kingsley ma wszystko, czego człowiek może chcieć od życia, aby być szczęśliwym. Dziewczyna ma idealną rodzinę, zapewnioną idealną przyszłość i na dodatek jest spadkobierczynią rodzinnej firmy jubilerskiej, która zarabia krocie. Przede wszystkim jest królową, albo raczej księżniczką Manhattanu. Pewnego dnia Lark znika bez śladu, a wszystkie dowody prowadzą donikąd.
Raven Ferragamo przeprowadza się do Waszyngtonu po decyzji o wolnym roku przed rozpoczęciem studiów. Dziewczyna chce spróbować czegoś nowego w życiu. Każdego dnia oddycha pełną piersią i nie przejmuje się tym, co zostawiła za sobą. Przeszłość pomału zaczyna odchodzić w niepamięć, a Raven w końcu czuje że żyje.
Gdy poszukiwania dziedziczki fortuny Kingsleyów przybierają na sile, w ręce Raven wpada pamiętnik. Pamiętnik, który własnoręcznie napisała Lark.
Raven rozpoczynając przygodę z notatnikiem zostaje wciągnięta w mroczne tajemnice i świat, w którym złoto to tylko kruszec bez pokrycia.
Obie dziewczyny nie mają ze sobą nic wspólnego, ale czy na pewno?
Widziałam wiele komentarzy, że ta pozycja jest nudna i, że nie da się jej doczytać do końca. I sama, przez pierwsze dziesięć rozdziałów myślałam tak samo. „Złota dziewczyna” rozwija się okrutnie wolno, ale kiedy już wejdziemy w świat tajemnic, które skrywa Lark, pozycja ta okazuje się nawet ciekawa. Do tego stopnia, że skończyłam ją za jednym posiedzeniem.
W „Złotej dziewczynie” fabułę ciągną obie dziewczyny. I Lark, i Raven mają w niej swój udział. Rozdziały są napisane na przemian, raz jedna, raz druga bohaterka i równocześnie poznajemy teraźniejszość Raven, jak i przeszłość Lark, która najpierw jest opisana w jej własnej osobie, potem zaś już tylko w postaci pamiętnika. Ciekawy sposób, nie ukrywam że nie tyle zostałam zaskoczona, co zachęcona do czytania tej pozycji dalej.
Cała ta historia jest jedną wielką niewiadomą w sumie. Tutaj do samego końca nie kumamy prawie nic, a na końcu mamy jeszcze większy nieogar w głowie. W serii są jeszcze dwa tomy, a ja ciągle zastanawiam się, czy chce mi się czytać te pozycje w oryginałach, czy poczekam na polskie wydania. Niby było to dobre, ale jednak miałkie. Czyli wiecie, ni urok, ni ... (pozostawię dla waszych domysłów).
Ani o Lark, ani o Raven nie mogę nic napisać. Nie polubiłam się z nimi, ich przygodę czytało mi się dobrze, ale nie kibicowałam żadnej z nich i w sumie to było mi mocno obojętne, co się z nimi stanie. Dziwna rzecz, bo zazwyczaj chociaż jeden bohater jest w stanie mnie zauroczyć a tutaj nic. Zero. Null.
„Złota dziewczyna” to lektura, którą można przeczytać, ale nie trzeba. Nic nie stracicie, jak zdecydujecie się po nią nie sięgać. Jeżeli jednak już zaczniecie czytać to nie odkładajcie jej przez powolne rozkręcanie akcji tylko przemęczcie się i doczytajcie do końca. Jest to książka z typu „nie wiem po co istnieje, ale jak chcesz to przeczytaj”. Sophie Davis na razie nie błysnęła kunsztem pisarskim, ale dam jej szansę i przeczytam drugi tom tej historii, aby zobaczyć, jak zostanie ona rozwinięta. A co Wy zrobicie z tą lekturą to już zależy tylko i wyłącznie od Was.
Za możliwość przeczytania dziękuję