Największy smutek minął, a dalej jest smutno.
„Akame ga Kill” to jedna z TYCH mang, przy których czytelnik płacze, wkurwia się i śmieje. A najlepiej wszystkie te trzy naraz. Wtedy to już w ogóle wygląda się niezwykle uroczo.
Kolejne tomiki tej mangi, chociaż nie były aż tak brutalne i tak sprowadziły na mnie smutek.
FABUŁA
Tereny Imperium atakują stworzenia, zwane Bestiami. Pożerają one ludzi i zwierzęta i zarówno Night Raid, jak i Jeagersi udają się na misję, której celem jest zabicie właśnie tych istot. Dwa wrogie zespoły ponownie się spotykają i ponownie zaczynają toczyć ze sobą walkę. Na szczęście krótką tym razem. Zaś nocna wyprawa Tatsumiego kończy się spotkanie Esdeath, która z początku planowała go zabić, ale szybko zmieniła zdanie kiedy zobaczyła ukochanego. Tatsumi razem z przywódczynią Jeagers zostaje przeniesiony na bezludną wyspę, w wyniku ataku bestii i dostajemy (przerwę na reklamy) wątek miłosny tej dwójki, który nie do końca jest miłosny. W każdym razie Tatsumi poznaje teigu Esdeath, a oślepiona miłością generał zdradza mu wiele ważnych i istotnych tajemnic. Kiedy wracają do normalnego świata Tatsumi znika i czeka, aż Esdeath się oddali, aby mógł wrócić do siedziby Night Raid. Gdzie szybko okazuje się, że mają kolejną misję, a jest nią zapolowanie na Kurome – siostrę Akame i Bolsa. Podstęp wychodzi i zaczyna się jedna z większych bitew, jakie mają miejsce w całej serii między Jeagersami i Night Raid. Wynik... w sumie kończy się remisem. Chociaż zależy, jak się na niego spojrzy. Od tamtej walki nasi bohaterowie co chwilę będą musieli używać swoich teigu i walczyć w mniej, lub większej sprawie. Niestety nie zawsze wyjdzie im to na dobrze i ofiarę złożą zarówno Night Raid, jak i Jeagersi.
OPRAWA GRAFICZNA
Cóż mogę rzec? Tomiki prezentują się wspaniale. Nie można im niczego zarzucić. Dbałość o szczegóły, kolorowe obwoluty, piękna kreska. Nie od dzisiaj jestem kupiona tą mangą, a anime widziałam kilka razy i mimo że znam całą tę historię na pamięć to dalej jest dla mnie szokiem, kiedy ją czytam i dzieją się w niej złe rzeczy. Na półce prezentuje się za to jeszcze lepiej, niż frontem.
BOHATEROWIE
No ubywa nam pomału z obu ekip członków. Ciężko się z nimi rozstawać, chociaż swojego ulubieńca pozbyłam się już dawno (i dalej tego nie przełknęłam). Do końca mangi już coraz bliżej, a moment kulminacyjny też jest w sumie smutny. W „Akame ga Kill” najgorsze co można zrobić to przyzwyczaić się do bohaterów. Potem jest coraz ciężej rozstać się z nimi i uwierzcie mi, właśnie dlatego uważam, że to naprawdę smutna manga.
OPINIA OGÓLNA
„Akame ga Kill” to manga, jaką chciałam zobaczyć na naszym rynku. Z radością się za nią zabrałam znając anime, ale nie przewidziałam, że będę beczeć gorzej, niż na książkach. Wspaniałe, dynamiczne walki, jakie mamy w tej serii są naprawdę świetne i wciągające, jednak ich wyniki już nie zawsze mi odpowiadają. No ale, jak wiadomo, żeby wygrać czasami trzeba się poświęcić. Szkoda, że w tej mandze, jest naprawdę dużo poświęcenia. Czekam na dalszy ciąg, chociaż smutno mi będzie się rozstać z tą mangą, to cieszę się, że to już prawie koniec (jak przeczytam ostatni tom to napiszę Wam co innego, zakład?). To jedna z TYCH mang, które odkłada się na półkę, aby ponownie do nich wrócić i przeżyć wszystko od nowa. Nieważne, jak bolesne mogłoby to być.
Za tomiki do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu