Kolejny MUST READ w tym roku!
Pamiętacie jeszcze bezbłędne „Walcząc o odkupienie”? Autorka tej właśnie pozycji po czterech latach od zagranicznej premiery „Fighting Redemption” wydała kolejną książkę w militarnych realiach. Muszę przyznać, że ta książka jest LEPSZA, niż historia Ryana i Finlay. Wierzcie mi!
Kiedy Jamie Murphy była mała poznała Beara, chłopaka, który szybko stał się jej najlepszym przyjacielem i pomógł otworzyć się na świat. Każdego dnia oboje rozmawiali, poznawali się i zdradzali sobie wszystkie tajemnice i sekrety. Pewnego dnia ojciec Jamie zginął, a winę za jego śmierć dziewczyna wzięła na siebie. Bear uświadamiał jej wiele razy, że powinna zmienić myślenie, a kiedy Jamie przed szesnastoma urodzinami chciała zaprosić Beara na przyjęcie, które chciała wyprawić jej przyjaciółka Erin, Bear zniknął.
Zostawił ją samą, chociaż obiecał, że nigdy tego nie zrobi.
Murphy dowiedziała się, że po śmierci matki Bear wstąpił do wojska i idąc jego śladem, a przede wszystkim myśląc, że odnajdzie tam sama siebie i znajdzie swoje miejsce na Ziemi, Jamie także wstąpiła do wojska.
Jej zadaniem w armii nie było zabijanie wrogów.
Miała ratować życia.
Była medykiem bojowym.
I uwierzcie mi, że nie napisałam tutaj nawet ćwiartki książki. Między tym wszystkim jest wątek, który wycisnął mi dosłownie wszystkie łzy z oczu. Do tego stopnia, że zaczęłam się na poważnie zastanawiać, czy z moją głową wszystko dobrze, bo coraz częściej zdarza mi się uronić łzę podczas czytania (albo ryczeć jak bóbr, jak było przy tej historii).
Od razu uprzedzę, że nie musicie czytać „Walcząc o odkupienie”, żeby móc sięgnąć po „Fighting Absolution”. Książki te są pozycjami jednotomowymi, aczkolwiek w historii Jamie i Beara możemy spotkać starych znajomych, czyli Ryana i Fin. Cała historia z Fin jest także rozwinięta i poznajemy ją bliżej. Ale obie książki NIE są aż tak połączone, że koniecznie trzeba je czytać jedna po drugiej. Jak zaczniecie od „Fighting Absolution”, to potem możecie sięgnąć po polską już wersję „Walcząc o odkupienie” i też będzie okej.
Jamie to dziewczyna, z którą polubiłam się od pierwszej strony. Konkretna babka. Niewiarygodnie silna i fizycznie, i psychicznie, a do tego zna karate. Nie chcielibyście jej podpaść. Bierze za fraki i gębę macie obitą od razu. Oczywiście nie jest „babochłopem” i ma swoje rozterki, ale nie są one klasycznym pytaniem „Co na siebie włożyć?”. Problemy tej dziewczyny są naprawdę sensowne.
Bear to miś do rany przyłóż. Też go polubiłam od pierwszych stron. Zresztą podejrzewam, że lubicie żołnierzy (gwoli ścisłości on jest komandosem SAS), więc myślę, że Bear także szybko wpadnie Wam w oko.
Aczkolwiek pokochałam tylko jedną postać w '”Fighting Absolution”. Nie zdradzę Wam kogo, ale Kate McCarthy złamała mi serce tym, co postanowiła zrobić i, jak poprowadziła akcję. Miałam ochotę wyrzucić czytnik przez bulaj. Chwilę później przypomniałam sobie, że jestem na morzu i nowego nie kupię ot tak, od razu. To się powstrzymałam.
Ale nie wybaczę jej tego do końca życia.
„Fighting Absolution” to świetnie napisany militarny romans. Historia pełna cierni, które nie zawsze kończą się różami. Czytanie jej to stąpanie po bardzo kruchym lodzie w butach podbitych ćwiekami. Miłość w tej historii jest jak drut kolczasty. Więcej razy zrani, niż wybaczy. Realia Afganistanu napisane zostały wyśmienicie, co potwierdza tylko, że Kate McCarthy zrobiła dobry research. Ale jeżeli mam być szczera to tej książki nie da się opisać w kilku zdaniach w poście na blogu. Musicie ją sami przeżyć, bo żadne słowa nie są w stanie oddać emocji, które towarzyszyły mi przez całą drogę do napisu „The End”.
„Fighting Absolution” to książka MUST READ tego roku i mam nadzieję, że będzie wydana w Polsce, bo nie mogę się doczekać Waszych opinii o tej pozycji.
Za ARC dziękuję autorce - Kate McCarthy