Bracia Malone nadchodzą.
Chociaż K. Bromberg nie jest moją ulubioną autorką ( USA wołają na to – Unicorn Author), to lubię próbować czytać jej książki. Kiedy widziałam po angielsku „Cuffed”, czyli nową serię „Everyday Heroes” chciałam przeczytać ją po angielsku. Ale jak to zwykle bywa, nie miałam czasu, a wydawnictwo EditioRed wydało pierwszą część braci Malone w Polsce.
Zatem nadszedł czas i na tę pozycję.
Tyle, że w naszym ojczystym języku.
Grant Malone był nierozłączny z Emmerson Reeves. Od dziecka byli najlepszymi przyjaciółmi, którzy dzielili się wszystkimi sekretami. Pewnego dnia Emmy powiedziała Grantowi tajemnicę, która nigdy nie miała ujrzeć światła dziennego. Jednak Grant, któremu wszyscy wróżyli służbę w policji, po ojcu komendancie, nie mógł zostawić tego sekretu bez echa i zwyczajnie go wygadał.
Zrobił to oczywiście w dobrej wierze, ale jako ośmiolatek nie sądził, że jego czyn będzie miał taki, a nie inny skutek. Emmerson wyjechała z miasteczka, a ich drogi się rozeszły.
Jednak nie na zawsze.
Grant, zgodnie z przewidywaniami został policjantem w miasteczku, który zawsze stoi na czele prawa i nie pozwoli, aby stało się coś złego.
Po dwudziestu latach rozłąki ze swoją najlepszą przyjaciółką, mężczyzna spotyka Emmerson ponownie.
Tym razem młody policjant nie ma zamiaru dać uciec swojej starej znajomej.
Ale zatrzymanie jej przy sobie, wcale nie będzie łatwe.
Tak. Już wiem, o co mnie zapytacie na początek i znowu mogę napisać – Dalej nie przeczytałam „Driven”(trzech pierwszych tomów). Ale za to wszystkie inne książki tej autorki mam za sobą, a to już coś, prawda?
Po „W kajdankach miłości” sięgnęłam z czystej ciekawości do tej historii, ale też chciałam zobaczyć, czy historia Granta będzie się łączyć z kolejnymi tomami, które opowiadają o jego braciach. Bracia – Grady i Grayson owszem są w tej pozycji, ale na szczęście książki nie łączą się ze sobą, jakoś strasznie. Chyba, że mówimy o niedzielnych obiadkach z rodziną, to wtedy akurat wszystkie tomy mają powiązanie.
Drugim powodem był... strażak. W drugiej części serii „Życiowi bohaterowie” mamy historię strażaka, którym jest Grady Malone. No... i to chyba jeden z ważniejszych powodów. Mam słabość do strażaków i to właśnie na tę część czekam najbardziej.
Wracając jednak to Granta i jego historii. Z początku czytało mi się to całkiem nieźle, chociaż podczas jednego żartu, który śmieszył na starcie, Bromberg przegięła i zrobił się zwyczajnie niesmaczny i żenujący. To troszkę mnie zniechęciło, ale stwierdziłam „okej, zobaczymy dalej”. Przez 3/4 książki spałam i nudziłam się niesamowicie. Dopiero w okolicach 340 strony coś się ruszyło i akcja w końcu nabrała tempa. I wtedy się wciągnęłam. Szkoda, że tylko na 100 stron.
Emmerson... jest nijaka. Nie lubię jej. Rozumiem te jej dziwactwa, bo jej przeszłość nie była urokliwa, ale mimo to ta dziewczyna jest strasznie bezpłciowa. Zero oryginalności w niej i czegoś, co mogłoby sprawić, że ją polubię.
Ale na szczęście jest Grant, który nadrabia za nią z nadwyżką. Nie wiem, jak to jest, że autorki potrafią świetnie nakreślić bohaterów płci męskiej, a żeńskiej już niekoniecznie. Mimo to, Malone bardzo mi się podoba. Jego postawa zawodowa i prywatna, utarczki z braćmi, ciężka praca o awans w policji – wszystko to sprawiło, że naprawdę dobrze czytało mi się jego rozdziały. Nawet kiedy byli razem z Emmy to i tak byłam w stanie przymknąć na to oko.
Co mi się podobało to drugie dno tej historii. Jak pisałam, Em nie miała lekkiej przeszłości, ale potrafiła zapomnieć o złych rzeczach i rozwinąć skrzydła, aby dążyć do spełniania swoich marzeń. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji i zostałam mile zaskoczona.
A potem przeczytałam posłowie.
I wybaczyłam Bromberg wszystkie wady „ W kajdankach miłości”.
Jak przeczytacie, to sami dowiecie się dlaczego.
Chociaż z tą autorką mi nie po drodze, to ciągle daje jej szanse, na zaskoczenie mnie. Może przy tej pozycji nie zostałam jeszcze jej super fanką, ale powiedzmy, że dość przyjemnie czytało się tę książkę. Ciekawa jestem jakie są kolejne dwa tomy serii „Życiowi Bohaterowie”, ale nie będę gonić po angielsku, a poczekam na polskie wersje. No i przy okazji, cieszę się, że wydawnictwo mocno sugerowało się oryginalnymi okładkami, bo ta jest całkiem niezła. Tylko ten napis „Policja” na boku wygląda słabo.
Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu