Coś innego, niż „Gra o Tron”.
Tak. Nie czytałam słynnej „Gry o Tron” i w sumie to chyba nie mam nawet zamiaru, póki ta nie zostanie skończona. Widziałam pierwszy sezon serialu i nie wciągnął mnie ani trochę w swój świat. Kiedy jednak wydawnictwo Zysk zapowiedziało książkę od Martina dziejącą się w kosmosie, nie wahałam się ani chwili i chciałam ją przeczytać.
Przeczytałam, i choć jestem zauroczona to i tak nie zmieniło to mojego zdania o „Grze o Tron”.
„Żeglarze Nocy” są reedycją starego wydania, która powstała, gdyż Netflix wykupił prawa na stworzenie serialu pod tytułem „The Nightflyers”, co w przełożeniu na polski odnosi się właśnie do tytułu tejże książki.
Pozycja skład się z pięciu opowiadań. W każdym z nich bohaterowie są inni i przeżywają inne, od poprzedników przygody. W dodatku po datach skończenia danego opowiadania widać, że dość często dzieli je od siebie rok czasu.
Głównym i najdłuższym opowiadaniem są tytułowi „Żeglarze Nocy”. Historia opowiada o naukowcach znających się na różnych dziedzinach, którzy wyruszają na poszukiwanie w przestrzeni kosmicznej obcej rasy nazwanej wolkrynami. Jednak to nie obca rasa sprawia, że załoga nabiera wątpliwości, a niezwykły kapitan statku, który zabrał ich na pokład ŻEGLARZA NOCY. Ten bowiem, za każdym razem pokazuje im się jedynie, jako hologram skrywający wiele tajemnic, z których niektóre są niebezpieczne.
Naukowcy wiele razy próbują dowiedzieć się prawdy na własną rękę i za każdym razem kończą w ten sam sposób – umierając. Zupełnie przypadkiem.
Statek, który zabrał ich w komos nie jest zwykłym statkiem i nie ma zamiaru poddawać się działaniom ludzi na jego pokładzie.
Pierwsze co mi przyszło do głowy czytając to opowiadanie to film „Obcy: Ósmy pasażer Nostromo”. Załoga statku jest ludzka, a dookoła nich krąży nieznany byt, który nie ma dobrych zamiarów wobec nich. Będąc ciekawa tego porównania, które pojawiło się w mojej głowie sprawdziłam daty i film powstał rok po napisaniu tego opowiadania przez Martina. Co ciekawe robiąc zdjęcie do tego wpisu nie wiedziałam, że „Żeglarze Nocy” skojarzą mi się właśnie z „Obcym”, a tu proszę. Zdjęcie wyszło w punkt.
OFFTOP:
Jak wspominam o „Obcym” to od razu przypomniał mi się suchar:
- Co mówi Obcy schodząc ze szczytu?
- Nostromo.
KURTYNA
Poza „Żeglarzami Nocy” najbardziej spodobało mi się opowiadanie „Wszystkie barwy pierścienia gwiezdnego” i to właśnie ono wylądowało na drugim miejscu podium. Na trzecim jest „Weekend w strefie wojny” opowiadający o mocniejszej wersji współczesnego ASG (Air Soft Gun). „Skrzynkę obejścia” opowiadającą o operatorach trupów postawiłam na czwartym miejscu. „Nie wolno zabijać człowieka” i „ Pieśń dla Lyanny” podobały mi się najmniej, chociaż także mają swój urok.
Muszę przyznać, że spojrzenie na sci fi przez Martina wprowadziło jakiś powiew świeżości, którego dawno nie czułam czytając ten gatunek. Opowiadania są chwytliwe i spójne, ale nie zagłębiają się w filozoficzne i fabularne wątki do tego stopnia, aby męczyć. Jest to świetna lektura na kilka chwil, gdyż można na spokojnie przeczytać opowiadanie i odłożyć resztę na później.
Jak „Żeglarze Nocy” naprawdę mi się spodobali, tak „Gra o Tron" będzie czekać. Gdyby jednak George R. R. Martin zapowiedział wielką kosmiczną sagę to ja, jako pierwsza będę czekać na egzemplarz. Muszę przyznać, że autor naprawdę dobrze pisze i wie co pisze, a to najważniejsze.
„Żeglarzy nocy” z całego serca polecam.
Jeżeli zaś chodzi o serial na Netflixie pod tytułem „The Nightflyers” to naprawdę możecie go sobie odpuścić. Połowicznie trzyma się opowiadania, a końcówka jest tak bardzo bez sensu, że aż mi witki opadły, kiedy skończyłam go oglądać.
Krótko pisząc: Książka tak, serial nie. Po raz kolejny słowo pisane wygrało z ekranizacją.
I dobrze.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu