„Bestia. Przebudzenie Lizzie Danton” - L.A. Fiore




Nazwisko Fiore parę razy przewinęło mi się na goodreads, ale nigdy nie zwróciłam na nie większej uwagi. Wydawnictwo Niezwykłe postanowiło wydać w naszym kraju „Bestię” właśnie od tej autorki. Przyznam się Wam zupełnie szczerze, że przez promocję, jaką ta pozycja dostała byłam „zajarana” jej przeczytaniem. W końcu między pierogami, a sernikiem od babci udało mi się skończyć tę książkę.

Lizzie Danton nie miała łatwego dzieciństwa. Jej matka była przysłowiową suką, której wszyscy dookoła nie cierpieli. Lizzie była dzieckiem podstępem – miała utrzymać swojego ojca, przy Norah, matce, która chciała tylko jego pieniędzy. Dziewczyna od najmłodszych lat miała pod górkę, ale końcem końców wyszła na prostą malując obrazy. To właśnie pędzel i sztaluga były jej zapomnieniem o całym zewnętrznym świecie. Pewnego dnia Lizzie zostaje wezwana do notariusza, który wręcza jej list od swojej ciotecznej babki Brianny. Okazuje się, że Brianna zostawiła Lizzie dom w Szkocji. Danton, mając ogromne wątpliwości kupuje bilet na samolot i leci do Szkocji, aby zobaczyć dom, dowiedzieć się o swoim pochodzeniu czegoś więcej i spotkać Brochana.
Kiedy Brochan przyszedł na świat, jego matka umarła po porodzie. Ojciec chłopca miast otoczyć dopiero co narodzonego syna opieką, winił go za śmierć swojej ukochanej żony. 
Chłopiec wychowany został przez służbę, co jednak nie zmieniło faktu, że ojciec, kiedy tylko znalazł dobry (i nie dobry) powód bił i wyżywał się na Brochanie. Mężczyzna wyrósł na zamkniętego w sobie i zimnego człowieka, dla którego nic w życiu się nie liczy.
Pewnego dnia, przed swoim domem spotkał jednak Lizzie.
Lizzie Danton, która na nowo rozbudziła jego serce. 

Zamknęłam oczy, gdy jego bezduszne słowa przeszyły mi serce. Nie był to śmiertelny cios, ale zapowiadał długie wykrwawianie się w agonii. Utraciłam go i nie miałam pojęcia dlaczego.”

„Bestię” czytało mi się dobrze...
...przez pierwsze 250 stron. 
Potem zaczęła mnie nudzić, co więcej doczytałam ją do końca siłą woli i choć zakończenie było całkiem zaskakujące i nietypowe, to jednak niczego specjalne mi nie urwało. 
Zacznijmy od początku.

Na uwagę zasługują charaktery postaci. O ile Lizzie była dobrze zbudowaną postacią, o tyle Brochan jest fenomenalnie nakreślony. Odnoszę też dziwne wrażenie, że autorka zgubiła się w postaci Lizzie i wolała postawić tylko na męskiego bohatera i to na jego psychice i zachowaniu się skupić. W sumie nie przeszkadza mi to, bo lubię jak mężczyźni w książkach mają większe rozkminy od kobiet. Te mają w życiu codziennym wystarczającą ich dawkę. 

Brutalne dzieciństwo Brochana także przyprawiło mnie o ciarki podczas lektury. Widać, że autorka utrzymała poziom postaci do końca i pokazała, jaki wpływ mają zachowania i odzywki za dziecka, na dorosłe życie tego samego człowieka. Ale też doznałam rozczarowania, bo Brochan miał być mroczny, niebezpieczny i ponury, a w którejś chwili stał się ciepłą kluską. I czar prysł.

Nie kochał mnie. Widziałem to, gdy na mnie patrzył. Nie miałem pojęcia, co takiego zrobiłem. Nigdy ze mną nie rozmawiał, ale mnie nienawidził.”

Drugim punktem na plus są opisy Szkocji. Coś fantastycznego. Czytając je, niemalże czułam jakbym rzeczywiście tam była. Co więcej, L.A. Fiore nie rozpisywała się na pięć stron z opisem, który mógłby zacząć nudzić. Wtrącała je mimochodem i pasowały idealnie, oddając treść i ciągnąć fabułę w dobrym kierunku. 

Po ponad połowie coś w tej książce się zepsuło. Poczułam usilne wydłużanie książki. Fabuła zaczęła mnie męczyć, lektura zaczęła się dłużyć, a jak wspominałam wyżej, Brochan zrobił się miękki i słaby. I jak mam być szczera to nie wiem, co tu poszło nie tak. W sumie być może to moje oczekiwania były zbyt wysokie, ale sądząc po promocji książki stwierdziłam, że musi być dobra. No i jest... w połowie. Chociaż to nie tylko moja opinia, bo zrobiłam research i dla wielu osób tak pozycja jest po prostu słaba. Od początku do końca. 

Cieszę się, że wydawnictwo Niezwykłe zostawiło oryginalną okładkę. Piękna oprawa to jednak nie wszystko, aby po książkę warto było sięgnąć. Myślę, że decyzję, co do „Bestii” pozostawię Wam. 
Może Was nudzić od połowy nie będzie, może wciągniecie się do cna w tę historię. U mnie niestety to nie nastąpiło, a „Bestia” miast lwem, okazała się być zwykłym dachowym kotem. 

Za egzemplarz dziękuję

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com