To w końcu fantastyka, czy młodzieżówka?
Nie znałam wcześniej Krystyny Chodorowskiej, ale wydawnictwo Uroboros zrobiło wiele szumu wokół jej nowej książki pod tytułem „Triskel”. Zachęcona i zainteresowana, szczególnie polecajką Maji Lidii Kossakowskiej, której „Siewca Wiatru” dalej stoi wysoko w mojej prywatnej czołówce, w końcu nadszedł ten dzień, kiedy sięgnęłam po tę pozycję.
Dalej zastanawiam się, czy to jeszcze młodzieżówka, czy już fantastyka?
Imperium prowadzi swoje rządy twardą i krwawą ręką. Wszelkie przejawy niesubordynacji są brutalnie karane, aczkolwiek nie są one koniecznością. Rząd lubi pastwić się nad buntownikami i zabija ich lekką ręką. W centrum tego bajzlu jest Duncan i Sinead. Oboje pragną zmian i chcą, aby ludzie żyli wolni, jednak wiedzą, że nie są w stanie niczego we dwójkę zmienić. Ich drogi rozchodzą się, kiedy Duncan idzie do więzienia, a Sinead dostaje stypendium, aby wyjechać do Scyld City i tam móc się kształcić na studiach.
Kilkanaście lat później spotykają się ponownie w mieście Sinead. Pierwsze spotkanie, nie idzie tak, jak Duncan sobie wymarzył. Co więcej okazuje się, że teraz każde z nich jest po drugiej stronie barykady.
Sinead kryje sekret, który dzieli z dwójką innych młodych ludzi.
Czym on jest?
Widziałam w internecie dwa obozy. Jeden twierdzi, że „Triskel: Gwardia” to młodzieżówka, drugi zaś, że jest to w jakiś sposób fantastyka. Wprawdzie jedno nie przeczy drugiemu, ale książki Krystyny Chodorowskiej nie podciągnęłabym pod fantastykę.
„Triskel: Gwardia” to typowa książka dla młodzieży, pełna przygód, z nutką rządowych intryg, w których, w samym środku są nasi bohaterowie. Mnie osobiście zainteresował wątek Duncana, ale niestety autorka postanowiła po trzech, może czterech rozdziałach uciąć jego obecność. Potem pojawił się jeszcze parę razy, ale zdawkowo. Szkoda. Niestety przygoda Sinead, mimo że to ona jest główną bohaterką nie przyciągnęła mojej uwagi.
Szczerze, mam problem z tą książką. Autorka po macoszemu potraktowała opisy walk. Nie czułam ekscytacji podczas lektury, a każdy kolejny trup był niczym wyrwana z kalendarza kartka. Oczywiście nie mówię, ze powinna pisać nie wiadomo co i jak o trupach, ale traktowanie ich przedmiotowo, też nie jest dobrym podejściem.
Brakuje mi też rozwinięcia świata i pokazania tego wszystkiego co otacza naszych bohaterów. Wiem, że za długie opisy też są nudzące, ale tutaj nie mogłam wciągnąć się w świat Scyld City, bo zbyt mało o nim wiedziałam. W sumie to czasami czułam się prowadzona za rączkę, jakby brakowało mi mózgu i autorka musiała mi pokazać, o co jej chodzi, niemalże wskazując to palcem.
Ponadto w początkowej części książki, co chwile jesteśmy przerzucani między teraźniejszością, a przeszłością. Okrutnie irytowały mnie, te wspominki bohaterów. Kiedy ledwo zdążyłam wkręcić się w historię, dostawałam na pysk prehistorię i znowu cały czar w pizdu.
„Triskel: Gwardia” to książka, którą uważam za dobrą dla młodszych czytelników. Autorka postarała się zminimalizować opisy krwi i walk, a za cel postawiła sprawiedliwość i walkę o wolność. Cała historia jest dobra, ale niczego nie urywa. To się po prostu czyta, aczkolwiek niekoniecznie czerpie się z tego przyjemność. W ani jednym momencie nie zaparło mi oddechu w piersiach, a perspektywa trzeciej osoby, czyli obserwatora nie pozwoliła mi się wczuć w całość opowieści.
Kończąc, mam wrażenie, że „Triskel: Gwardia” powinno spodobać się młodszym czytelnikom, ale też dorosłym, który nie boją się spróbować czegoś nowego. Nie jest to jednak wybitna książka, do której będzie się wracać. Ja sama nie sięgnę po kontynuację. Chyba, że inne recenzje upewnią mnie, że Duncana będzie w niej znacznie więcej, niż teraz.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu