Wszystko, co dobre szybko się kończy.
ZA SZYBKO.
„Escape Journey” to nowość od wydawnictwa Kotori, która zwróciła moją uwagę i okładką (a szczególnie tym panem w okularach) i opisem, który nęcił, aby przeczytać tę mangę i poznać historię, wymyśloną przez Tanakę.
Naoto i Taichi za czasów liceum byli parą. Spędzali każdy dzień ze sobą, ale mimo wielkiego i głębokiego uczucia, jakie ich łączyło, ciągle się kłócili i to właśnie kłótnie zaważyły na ich rozstaniu. Obaj poszli na studia, a na rozpoczęciu roku akademickiego okazało się, że uczęszczając razem na tę samą uczelnię. Wpadają na siebie i zaczynają rozmawiać, dość bezosobowo i neutralnie. Taichi proponuje odnowienie przyjaźni między chłopakami, ale Naoto nie jest przekonany, co do tego pomysłu. Boi się, że ponownie będą razem, będzie łączył ich tylko seks, aż w końcu kłótnie zaczną być regularne i rozejdą się, tak jak za czasów szkoły średniej. Dwie dziewczyny, koleżanki jednego i drugiego mają ich na celowniku. Nie wiedzą, że Naoto z Taichim byli parą i końcem końców, zaczynają się przymilać do chłopaków, aż wybierają się na randkę całą czwórką. Problem w tym, że Naoto dalej czuje coś do Taichiego i kobiety nie wzbudzają w nim zainteresowania, a Taichi pomału ponownie przekonuje do siebie Naoto i studenci, po raz kolejny zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu i przypominać sobie wszystko, co już bardzo dobrze znają.
Czy kochankowie wrócą do siebie ponownie?
Czy nauczyli się żyć razem, bez kłótni?
Sama chciałabym znać odpowiedzi na te pytania. To pewnie dlatego nie mogę się doczekać następnego tomiku tej mangi. Rzucająca się, wręcz rażąca pomarańczą oczy okładka od razu wpada w oko, a pierwsza strona wciąga w historię stworzoną przez Tanakę natychmiastowo. Śmiałam się już na samym starcie, a potem z każdą kolejną stroną było coraz lepiej. Kreska „Escape Journey” jest dość prosta, lekko surowa, ale bardzo mi się podoba. Dużo szczegółów, na które normalnie nikt nie zwróciłby uwagi tutaj są na pierwszym miejscu i przyciągają oczy do podziwiania i patrzenia na nie. Zdecydowanie samo czytanie tej mangi to za mało, dużo czasu spędza się właśnie na oglądaniu rysunków stworzonych przez Tanakę.
Historia jest szybka i przyjemna. Nadaje się na rozluźnienie i lekki odpoczynek. Można ją zabrać w miejsce publiczne i nikt dziwnie nie będzie na nas patrzeć, chyba że sam czytał tą mangę. Mam tylko jedną radę: Patrzcie, żeby nikt za Wami nie siedział. Może sobie... różne dziwne rzeczy pomyśleć, jak popatrzy na rysunki bez znajomości fabuły i kontekstu. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Nie widziałam w zapowiedziach wydawnictwa Kotori jeszcze drugiego tomu, co mnie okropnie smuci. Chciałabym poznać, co dalej z Taichim i Naoto, bo mało mi tej dwójki, a co gorsza obiło mi się o uszy, że drugi tom dalej powstaje, także poczekam sobie szmat czasu, zanim dostanę w łapki dalszą część historii. Cóż, no trudno. I tak cieszę się, że mogłam przeczytać pierwszy tom i już w zapasie wiedzieć, żeby czekać na kolejny. A czekać, naprawdę warto!
„Escape Journey” to manga, która idealnie wpasowała się w mój gust, głównie dlatego, że bardzo lubię mangi yaoi. Mimo wszystko, polecam Wam ją, jeżeli jesteście wprawnymi „czytaczami” mang, bo jako pierwszą mangę na spróbowanie to jednak bym jej nie chwyciła. Zbyt egzotyczna, ujmijmy to może w ten sposób. Jestem zdecydowanie na tak, ale miejcie na uwadze Waszą znajomość mang.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu