Boże, jak ja kocham tę autorkę.
Kiedy Ella zapowiada nową książkę, moja skromna osóbka sprawdza, co chwilę czytnik, czy może to już pora, aby zabrać się za jej nową pozycję. Tak jest za każdym razem i dalej nie rozumiem dlaczego. Nie żebym żałowała, czy coś. Zanim zabierzecie się za tę recenzję odsyłam Was do „Suddenly Forbidden”, która jest pierwszą częścią serii „Gray Springs University”. Obie te historie nie są ze sobą połączone i od biedy można je czytać bez znajomości pierwszego tomu, ale postaci w „Bittersweet Always” poznajemy już w „Suddenly Forbidden”. Warto przeczytać pierwszą pozycję, bo jak mam być szczera, to w drugiej zostajemy rzuceni na totalnie głęboką wodę, bo w wydarzenia , mające miejsce właśnie w pierwszym tomie.
Pippa James jest przyjaciółką ze studiów Daisy, przybyła do Gray Springs po szalonym pomyśle przyjścia na uniwerek, gdzie studiuje jej przyjaciel i miłość od najmłodszych lat. Sytuacja jest nieciekawa, gdyż Quinn ma kogoś innego i oboje znajdują się w lekkim impasie „co tu począć?”. Daisy przeżywa kryzys i próbuje wzbudzić zazdrość w Quinnie przystawiając się do jego przyjaciela Cullena, a Pippa jako jej przyjaciółka chodzi z nią na imprezy. Na jednej z nich poznaje Toby'ego, przyjaciela Quinna oraz współlokatora. Chłopak wpada jej w oko, ale dziewczyna skutecznie nie daje po sobie poznać, że jej się spodobał. Co więcej Toby także zauważa Pippę i nie może wypędzić jej ze swoich myśli. Chce o nią walczyć i zbiegać o jej względy, ale jego los na uczelni stoi pod znakiem zapytania, po bójce na boisku ( Toby jest skrzydłowym w uniwersyteckiej drużynie ), za którą mogą mu zabrać stypendium i wyrzucić z uczelni.
Sytuację chłopaka daje się jakoś ułagodzić i Hawthorne dalej studiuje, zatem przystępuje też do planu B, czyli zdobycia przyjaciółki Daisy.
Kiedy ich spotkania zaczynają przybierać osobisty wydźwięk, Pippa znajduję leki w apteczce chłopaka. Leki, które przypominają jej o ojcu.
Przez niedomówienie, wszystko wali się w okamgnieniu, a choroba Toby'ego z każdym kolejnym dniem zaczyna działać na chłopaka coraz mocniej.
Aż sprawa przybiera nieciekawy obrót.
Teraz będą „ochy” i „achy”.
Nie odchodźcie jeszcze od monitorów!
Ta książka zasługuje na same peany siane na jej temat.
Nie wiedziałam o czym jest „Bittersweet Always”. Po przeczytaniu opisu stwierdziłam, że to będzie coś podobnego do poprzedniego tomu. Nawet nie wiecie jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że Ella podniosła sobie jeszcze wyżej poprzeczkę!
Toby to zdecydowanie najlepsza postać w całej powieści. Ten chłopak skradł swoją dobrocią serca i strachem o wybuch swojego temperamentu niemalże od razu. Zakochałam się w nim i kibicowałam mu w tym dobrych i złych chwilach. Swoją drogą nazwisko Toby'ego – Hawthorne też mnie przyciąga (to już chyba jakieś zboczenie). Pisanie o chorobach psychicznych jest rzeczą niełatwą, gdyż każdy, który je przeżywa, robi to w inny sposób. Muszę przyznać, że przez Toby'ego dwa razy serce zdążyło mi stanąć podczas lektury i bałam się o niego. Ból tego chłopaka był niemalże namacalny i tak mocno odczuwalny przez całą pozycję, że jestem pełna podziwu, za tak wyraziste nakreślenie bohatera.
Pippa to charakterna dziewczyna, jak na dziewiętnastolatkę. Jest odważna, pewna siebie, wie ile jest warta i nie bierze się za byle co. Ma też dobre serce, a za przyjaciółmi skacze w ogień bez wcześniejszego zastanowienia się. Jest odważną dziewczyną, która potrafi wytrwać przy Tobym, mimo wielu trudnych sytuacji i kłótni. Dodatkowo jest spoiwem łączącym jej rodzinę, która niestety do idealnych nie należy. Wprawdzie nie polubiłam jej podczas czytania książki, jest mi obojętna, ale zdecydowanie za jej postawę można ją pochwalić.
Pożądanie między bohaterami jest wyczuwalne, jednak nie ono jest tutaj najważniejsze. Ella idealnie nakreśliła relację chorego psychicznie, który każdego dnia ma inny humor, a ludźmi otaczającymi go. Bardzo przypominało mi to „Real” od Katy Evans, szczególnie, że tam muzyka była odskocznią od złego, a tutaj są książki. Co więcej, Toby czyta Pippie, a nie odwrotnie, jak pewnie pomyślałyście.
Mamy tutaj też Daisy z Quinnem i ich historię, którą wprawdzie znamy z pierwszego tomu, ale teraz zostały pokazane fragmenty, których tam nie mieliśmy okazji przeczytać. Bardzo miły dodatek do całej powieści. Ogólnie uważam że Ella świetnie łączy swoje książki i bohaterów. Niby nie trzeba czytać ich za kolejnością, ale jednak warto, bo można zobaczyć powiązania między nimi i odkryć coś nowego.
„Bittersweet Always” to pozycja opowiadająca o wytrwałej i trudnej miłości, pełnej przykrych słów i zniszczeń, które każdego dnia muszą być odbudowywane na nowo. Jest to książka, która rozkruszy Wasze serce, aby pod koniec rozlać miód na nie i skleić je w całość. Czekam na historię Cullena i Renee, bo mimo że grali drugie skrzypce, okazali się być najbardziej zaskakującymi postaciami w całej pozycji. Wam zaś nie pozostaje nic innego, jak sięgnąć po serię „Gray Springs University”.
Za egzemplarz serdecznie dziękuje autorce Elli Fields.