Ach, ten Caden…
„Antybrat” był pierwszą książką Tijan, która pojawiła się na polskim rynku. Wiem, że jestem zabójczo spóźniona, ale to specjalnie. Będąc ciekawa, poczytałam trochę recenzji o tym tytule, bo chciałam zobaczyć jak się przyjmie w Polsce i zaciekawiło mnie to, że wiele osób pisało, iż są tu błędy w logice wydarzeń, a czasami kompletnie nie wiadomo, o co chodzi. Zatem przeczytałam ponownie wersję angielską, rozdział w rozdział z wersją polską, aby sprawdzić, co tu się zadziało?
Przyznam szczerze, że nic.
Summer zaczyna uczelnię. Chce studiować medycynę sportową i ma bardzo ambitne plany. Jej dotychczasowe życie toczyło się dość nudno, a ona sama uważa, że jest osobą raczej mało rzucającą się w oczy. Jej ojciec, po śmierci matki ożenił się ponownie w kobietą, będącą matką najprzystojniejszego chłopaka w szkole – Kevina, w którym Summer, jak i reszta żeńskiej części szkoły się podkochiwała. Matthews nagle ze szkolnej miłości stał się jej przybranym bratem, a dziewczyna przysłowiowo spadła „tyłkiem na skały”. Po skończeniu liceum, nastąpiła chwila zapomnienia, na którą miał też wypływ alkohol i dziewczyna przespała się ze swoim bratem.
Przyjeżdżając na studia, tak naprawdę przyjechała do Kevina, ale już po pierwszym spotkaniu w bractwie, do którego należał, okazało się, że jej przybrany braciszek to niezłe ziółko. Alvaro, jakich mało, który bzyka wszystko, co chodzi, a dziewczyny zmienia jak rękawiczki nie patrząc na niczyje uczucia.
W bractwie jest jednak tylko członkiem, w dodatku coraz mniej lubianym. Szefem zaś jest Caden, który szybko zyskał przydomek „Dupek” u Summer.
Przez kolejne akcje swojego brata, za które dziewczyna dość często bierze odpowiedzialność, zwraca uwagę Cade’a na swoją skromną osobę.
Sama nie pozostaje mu dłużna i tak zaczyna się ich przyjaźń, która każdego dnia wchodzi na wyższy poziom.
„Nienawidziłam
go.
Nie, to nieprawda. Jedynie chciałam
go nienawidzić.”
Pamiętam, że jak czytałam tę pozycję po angielsku to było takie „łaaaaał, ale dobre”. Przyznam szczerze, że czytając ją teraz po polsku już się tak nie zachwycałam, ale też nie mogę stwierdzić, że źle się bawiłam, podczas lektury.
Tijan pisze książki, które jak pisałam w recenzji Fallcen Crest „albo się kocha, albo nienawidzi”. Nie da się ukryć, że historie jej bohaterów są zawiłe, pod względem miłosnym i tutaj każdy z każdym to norma. Nie każdemu może się to podobać i wiem, że dużo czytelniczek po tej pozycji się zraziło do tej autorki. W sumie szkoda.
Fakt, że Summer jest bohaterką bezosobową. Nic sobą nie reprezentuje i nie lubię jej już od wersji angielskiej. Kevin jest zadufanym w sobie chłopakiem, który też jest nijaki. Nie lubię bohaterów mających wielkie ego, chyba, że jest ono wykorzystane w sposób, który można polubić. Tutaj tego nie ma, Kevin to samolubny gnojek i tyle. Nawet wytłumaczenia, jakich udzielał w książce, nie zmienią mojego zdania.
Jedyną postacią, która podoba mi się w tej pozycji to Caden. Caden, który jest cichy i tajemniczy. Skrywa wiele tajemnic i nie lubi się nimi dzielić, a jakby nie patrzeć w jego życiu nie jest różowo. To w sumie dzięki niemu wytrzymałam z tą książką.
„Chyba
już
nie wiedziałam,
jak to jest być dla
niego tylko przyjaciółką.”
Jak pisałam na początku, czytałam rozdział w rozdział, raz po polsku, raz oryginał i muszę Wam powiedzieć, że nie wiem, co zawaliło. Fakt, że czasami można się zastanawiać, „o co tu chodzi?”, bo niektóre teksty są wyrwane, niemalże z otchłani kosmicznej i nie wiadomo, kto to mówi i w jakim celu, ale nie uważam, że to wina tłumacza. Taka po prostu jest ta książka i tyle.
„Antybrat” od Tijan to pozycja, która wielu zrazi do twórczości autorki. Uważam jednak, że warto się przemóc i popróbować ją czytać, aż do zakończenia, bo warto. Tijan pisze dobre książki, które skutecznie umilają wieczory i to jest jedna z nich. Fakt, że młodzi dorośli będący bohaterami w tej pozycji zachowują się bardziej jak szczeniaki, nie oznacza, że cała historia nie jest ciekawa. Caden wraz ze swoimi problemami, sam w sobie jest wystarczająco intrygujący, aby przeczytać tę pozycję chociażby dla niego.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu