Czyli, dlaczego „Zimowe dzieci” są pozycją wartą przeczytania.
Wydawnictwo Media Rodzina, w swojej serii Gorzka Czekolada, ma takie perełki, że żałuję, iż szybciej nie odkryłam tej serii. Ostatnio sięgnęłam po „Zimowe dzieci” autorstwa Jennifer McMahon, przyciągnięta opisem tej pozycji.
Szczerze?
Opis nie oddaje większości historii.
Graniteville. Dziewięcioletnia dziewczynka – Sara bawi się w lesie koło Czarciej Dłoni. Zauważa ruch, a gdy podąża za nim wzrokiem zauważa przezroczystą postać – jej rówieśniczkę Hester.
Hester, która umarła.
„Na niektóre sprawy nie mamy wpływu. Czasami dzieją się okropne rzeczy, a my nie możemy nic zrobić, żeby im zapobiec.”
Sara zaczyna dociekać od najmłodszych lat, dlaczego miała okazję zobaczyć ducha zmarłej dziewczynki. Jej cioteczka, która uważana jest za wiedźmę stanowi odpowiedź na każde niewypowiedziane pytanie. Dorosła Sara, posiadająca męża i córkę, którą po wielu wcześniejszych niepowodzeniach udało się w końcu urodzić jest kobietą, wierzącą w duchy. Swoje przeżycia i notatki zapisuje w pamiętniku, który potem zostanie wydany, jako dziennik w wielu egzemplarzach, aby ludzie mogli dowiedzieć się o przywoływaniu zmarłych.
Sara Harrison Shea pewnego dnia dojrzała i otworzyła list od ciotki. List mówiący o sposobie powrotu zmarłego do krainy ludzi.
Następnie zabrała to, co było jej potrzebne i udała się do portalu.
Wskrzesić Gertie – swoją córeczkę, która została znaleziona martwa w studni.
Pytanie tylko, czy wpadła tam sama?
Czy może ktoś jej pomógł?
Równocześnie w czasach współczesnych Ruthie pracuje w domu, gdyż jej matka po śmierci ojca potrzebowała pomocy. Dziewczyna bardzo chciała iść na studia związane z finansami, ale zgodziła się zostać jeszcze jeden rok na rodzinnym poletku. Opiekuje się młodszą siostrą Fawn oraz spotyka z pewnym chłopcem, którego jej rodzicielka nie pochwala. Pewnej nocy, kiedy Ruthie wraca późno do domu, nie zastaje matki czekającej na nią, aby zapytać „gdzie była tak długo”. Dnia następnego Alice nie wraca, a dziewczynki zaczynają się martwić o swoją matkę.
Zaczynają przeszukiwać dom w próbie znalezienia śladów zaginięcia matki, ale zamiast tego odnajdują aparat oraz dwa prawa jazdy i pistolet.
Prawda wychodzi na jaw.
Dziewczynki pragnące odzyskać matkę muszą stawić czoła szalonej kobiecie grożącej im bronią oraz duchowi małej dziewczynki, która potrzebuje towarzystwa.
Czy kiedy wejdą do jamy smoka, będą mogły z niej wyjść całe?
Czy odnajdą matkę?
„Zmarli
mogą do nas powrócić. Nie tylko jako duchy, ale jako żywe, oddychające
istoty.”
Wiem, że to, co przed chwilą przeczytaliście jest chaotyczne. Ale „Zimowe dzieci” są chaotyczną powieścią i to jest ich OGROMNY plus! Autorka zabiera nas w dwie oddzielne historie w jednej książce, które są połączone jedynie dziennikiem. Jest to zrobione po mistrzowsku!
Czytając tę książkę, miałam okazję szybko przeczytać fragmenty Ruthie, aby dostać fragmenty Sary, a potem odwrotnie. I tak cały czas! Żadna z historii nie jest nudna i każda pokazuje nam problem z różnej strony. Uwierzcie mi, byłam kompletnie zdezorientowana na samym początku, a potem tak się wciągnęłam, że nie mogłam przestać czytać. Krótkie rozdziały tym bardziej usprawniają lekturę, ale też powodują słowa „Jeszcze jeden rozdział”, który zamienia się w kolejny i kolejny.
Bardzo podoba mi się zderzenie tych dwóch światów oraz ta nić, jaką stanowi dziennik Sary Shea. Autorka wprowadziła wiele bohaterów, ale każdy z nich zazębia się ze sobą i wszystko tworzy spójną całość. Przyznam, że nie podejrzewałam takiego zakończenia i kiedy zamknęłam książkę byłam oczarowana sprytnym poprowadzeniem akcji na odległe tory, aby Czytelnik nie domyślił się za szybko, co tam się konkretnie podziało.
„-Zawsze powtarzasz, że śmierć nie jest końcem, tylko początkiem. Że zmarli przechodzą do świata duchów i wciąż nas otaczają.”
„Zimowe dzieci” to książka, w której kontrast goni kontrast. Jest to opowieść o wpływie poczynań ludzi żyjących sto lat wcześniej na tych, którzy żyją teraz. Przeplata się tutaj rozpacz, szaleństwo oraz wiara zaburzana przez logikę. To pozycja, która zaskoczy Was nie raz, a czasami będziecie czuć na sobie czyjś wzrok, a włoski będą Wam się jeżyć na karku.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu