„Cyborg z jednym pantofelkiem”


Sagi księżycowej nie trzeba nikomu przedstawiać. Seria ta wzbudzała zachwyt od dawna. Teraz zaś, za sprawą wydawnictwa Papierowy Księżyc mamy okazję ponownie spotkać cyborgi jawiące się, jako księżniczki.

Każdy z nas zna bajkę o Kopciuszku. Jako małe dziewczynki wiele razy marzyłyśmy, aby nasza historia miłosna łączyła się ze zgubionym pantofelkiem podczas pięknego balu. Niech podniesie rękę ta, która nie chciała spotkać księcia z bajki, a potem żyć z nim długo i szczęśliwie zapominając o wcześniejszych niepowodzeniach.
Marissa Meyer odważyła się sięgnąć po klasykę gatunku baśni. Odważyła się zmienić znanego nam Kopciuszka w dziewczynę, której ciało w 36% jest maszyną. W „Cinder”, które tytułem nawiązuje do angielskiego tytułu baśni Cinderella, czyli właśnie Kopciuszek pokazała, że piękne bale i wróżki zmieniające w istnie piękności, ciężko pracujące dziewczęta to marzenia, które nie są do spełnienia.
Jeżeli bardzo czegoś pragniesz, to powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce i zrobić wszystko, aby to osiągnąć.

„Księżyc zawsze rozbudzał w niej paranoję, jakby ludzie, którzy na nim mieszkają, mogli ją obserwować, a jeśli będzie za długo się wpatrywać, to ściągnie na siebie ich uwagę.” 

Po IV wojnie światowej Ziemia zmieniła się nie do poznania. Androidy i latające wehikuły stały się normalnością, a czipy wczepiane ludziom tuż po narodzeniu, otwierają im drzwi do każdego pomieszczenia bez dotykania klamki. Żyjąca w Nowym Pekinie Cinder jest mechanikiem od robotów i wszystkiego, co posiada jakikolwiek elektroniczny układ. Dziewczyna należy prawnie do swojej macochy, która od samego początku nie chciała jej adoptować, ale z racji, że nieżyjący już ojciec Cinder nalegał, tak oto stała się ona prawowitym członkiem rodziny Linh. To właśnie ona zarabiała pieniądze na utrzymanie swojej wyniosłej macochy i dwóch wymagających przybranych sióstr, z których jedna była jej przychylna. 
Każdego dnia udawała się na stragan z androidem o nazwie Iko, aby pracować nad kolejnymi zleceniami. 
Ten dzień miał być taki sam jak każdy, jednak okazał się niespodziewanie zaskakujący. 
Do Cinder zawitał sam książę Kai, ze swoim zepsutym androidem i prośbą o pomoc w jego naprawieniu.
A gdy zniknął z pola widzenia na targu u jednej z piekarek zauważono chorobę, która każdego dnia przerzedzała szeregi ludzi – litumozę. 
Kilka dni później, wiecznie brudna od smaru i oleju Cinder zostaje królikiem doświadczalnym u królewskich medyków, a za tym idzie coraz częstsze spotykanie księcia. 
Jednak nie myślcie, że to koniec. 
Przed Nowym Pekinem stoi znacznie większy wróg. 
Księżycowi.

„Ukłucie. To tylko ukłucie. Chęć walki wypływała z niej w miarę, jak przezroczysty płyn wpływał do jej ciała.”

Marissa Meyer zaczynając „Cinder” zabrała nas w świat baśni. Była mowa o balu, ciężkim życiu, poniżanej przez macochę dziewczyny oraz chęci ucieczki za wszelką cenę. Z każdą kolejną stroną typowa i dobrze nam znana baśń zaczęła zmieniać się w brutalny świat, gdzie metal jest głównym surowcem, a cyborgi nie mają racji bytu, jako obywatele i są jedynie pracującymi przedmiotami. Meyer zrobiła bajkę dla dorosłych, którzy lubią futurystyczne wizje i nie boją się dziwności.
I ta bajka jest… zajebiście dobra!

Główna bohaterka – Cinder nie jest nieśmiałą, cichą i kruchą istotą. To walcząca o lepszą przyszłość dziewczyna, która nie boi się podnieść głos, kiedy trzeba. Jest zdeterminowana, ale też wie, kiedy powinna milczeć, aby ciszą osiągnąć to, czego pragnie. Nie wie o sobie za dużo, gdyż po operacjach, przez które stała się cyborgiem jej wspomnienia zostały zamazane lub po prostu była zbyt mała, żeby pamiętać prawdę. Mimo ciekawości o swoim pochodzeniu, nie dąży na siłę do jego poznania. Wykonuje swoją pracę i mimo że czuje się odrzucona przez społeczeństwo z racji swojego wyglądu, nie odczuwa presji powrotu do społeczeństwa. 

Celowo nie wspominam o innych bohaterach w tej recenzji, bo tak naprawdę dla skomplikowanej historii Cinder są oni jedynie tłem, które pięknie tę historię wypełnia. Rozmowy, jakie odbywa, zawsze prowadzą do czegoś konkretnego, a każdy jej ruch jest przemyślany i dostosowany pod nią samą. Reszta występujących w tej książce postaci w stosunku do samej Cinder jest według mnie bezbarwna, ale nie mogę napisać bezużyteczna, bo bym skłamała. Pasują do całości i znacznie podkręcają opowieść.
Zakończenie jednak przyprawia mnie o zawroty głowy, nawet teraz jak sobie o nim przypomnę. Nie mam zielonego pojęcia jak Meyer mogła uczynić to Czytelnikom, ale przyznam szczerze, że chciałabym mieć już kolejny tom w dłoniach. 

„Cinder” to wciągająca od pierwszych stron pozycja, która zabierze Was w futurystyczny świat, będący dla wielu teraz żyjących marzeniem. Ambitne połączenie starej baśni i świata rodem z „ Łowcy androidów” jest zestawieniem, które można było łatwo zepsuć. Chylę czoła przed Meyer za odwagę do napisania takiej pozycji i pokazania, że jeżeli tylko się chce i co najważniejsze potrafi to można łączyć stare z nowym.

Za możliwość przeczytania serdecznie dziękuję wydawnictwu
 

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com