Każdy ma swoje świąteczne książki.
Kiedy jedni wolą czytać pozycje, które zachłannie przepychają się na sklepowych półkach w okresie świąt inni czytają to, co jest mniej znane.
Nigdy nie rozumiałam tego szału świątecznych książek przed samymi świętami. Osobiście lubię poczytać historię pełną śniegu w środku lata. Pozycje, których teraz jest pełno sprawiają, że jeszcze bardziej mnie od nich odrzuca, a podobno ma to działać w odwrotną stronę.
Z racji, iż miałam chwilę wolną, a J.H. Croix pisze książki krótkie, postanowiłam sięgnąć po jej 200 stronicową „Christmas on the Last Frontier”, która jest pierwszą częścią serii „ Last Frontier Lodge”.
Przeczytałam opis na goodreads, stwierdziłam, że próbujemy i tak spędziłam ranek.
Czytając. Czytając. Czytając.
I nie mogąc się oderwać.
Marley Adams po 10 latach mieszkania w Seattle wraca do domu. Do rodziców. Do Diamond Crek na Alaskę. Nie ma jeszcze pomysłu na swoje dalsze życie, ale po niemiłych wydarzeniach, jakie spotkały ją w poprzednim mieście wie, że na pewno chce odpocząć i uspokoić się. Pewnego razu przechodząc przez ulicę spotyka Gage’a Hamiltona – przystojnego bruneta o hipnotyzujących szarych oczach. Zaczynają ze sobą rozmowę i okazuje się, że oboje dopiero, co przyjechali. Gage, odziedziczył wraz z czwórką młodszego rodzeństwa schronisko narciarskie po zmarłej babci, ale tylko on jeden garnie się do tego, aby interes ponownie ruszył i przynosił pieniądze. Postanowił, że go wyremontuje i na święta ponownie otworzy.
Oboje są singlami. Gage z racji wykonywanego wcześniej zawodu, gdyż był komandosem NAVY SEAL, zaś Marley po prostu zajęła serce pracą i zapomniała o uczuciach. Kobieta z zawodu jest programistką i w Seattle zajmowała się stronami internetowymi.
Wyjazd z Seattle był swoista ucieczką nie tylko od pracy, ale też od wydarzeń, jakie miały tam miejsce. Kobieta, bowiem została okradziona ze wszelakiej elektroniki u siebie w domu a sprawca nic sobie nie robił z jej obecności w mieszkaniu. Wręcz przeciwnie, groził jej bronią.
Gdy Gage dowiaduje się prawdy o przygodzie w Seattle postanawia pomóc Marley.
Dodatkowo Adams zaczyna dostawać mejle od tajemniczego nadawcy.
Czy uda im się poznać złodzieja i postawić go przed sądem?
Czy między Gage’m i Marley pojawi się uczucie?
W tym roku odpuściłam sobie czytanie książek wydanych u nas na święta, bo zwyczajnie poczułam tłok. Nie spodziewałam się niczego szczególnego po tej powieści, a otrzymałam bardzo ciekawą i utrzymaną w śnieżnym duchu opowieść.
Gage spodobał mi się od razu. Był typem samotnika, który nigdy się z nikim nie pragnął związać, ale kiedy zobaczył pierwszy raz Marley poczuł coś, czego do tej pory nie miał okazji doświadczyć. Dał szansę swoim uczuciom i tak oto udało mu się stworzyć z Marley związek.
Byłam mile zaskoczona Marley, która została postawiona, jako typowy nerd. Rzadko, kiedy w książkach można spotkać kobietę, która lubi siedzieć przed komputerem. Przyznam szczerze, że zrobiło mi się ciepło na serduszku czytając ich historię.
Zbliżenia między bohaterami są opisane w sposób subtelny i bardzo szczegółowy. Niedaleko po wstępie autorka rzuca nas w pierwszy pocałunek. Potem jest już tylko lepiej. Mimo wszystko, nie byłam zmęczona czytaniem o seksie między bohaterami. Autorka zrobiła to z wprawą i doświadczeniem, które udoskonaliła od poprzednich pozycji jej autorstwa.
Zatem, jeżeli chcecie przeczytać coś świątecznego, bez wpychających się w ekran choinek, szału zakupów, za to z nutką sensacji i lekkiego kryminału to zapraszam Was do sięgnięcia po „Christmas on the Last Frontier”. Dla posiadaczy Kindle ten tytuł, jak i drugi tom serii jest dostępny za darmo na Amazonie.