Wydawnictwo Driada wydało pozycję, która gdzie nie jestem między książkami rzuca się z daleka w oczy. „Spektrum” autorstwa Nanny Foss okazało się początkiem czegoś niezwykłego.
Długo czekałam na tę pozycję, bo od pojawienia jej się na polskim rynku minęło trochę czasu zanim wpadła w końcu w moje dłonie. No, ale mam. Przeczytałam i nie zawaham się jej dla Was zrecenzować.
„-
Rzeczywistość potrafi piekielnie boleć. Ale można się nauczyć zagryzać w sobie
ból.”
Emilia, bo tak nazywa się główna bohaterka książki, jest zwyczajną dziewczyną chodzącą do szkoły. Oddaje się rysowaniu, gdyż to jest jej pasją i posiada dwóch wspaniałych kolegów, których łączą braterskie więzi – Albana oraz Linusa. Starszy z nich, czyli Alban jest niewidomy. Miał dziecięce porażenie mózgowe i to ono spowodowało, że stracił wzrok. Chłopak jednak daje sobie rade lepiej niż niejeden w pełni zdrowy człowiek. Cała trójka nie rozstaje się na krok. Emilka spędza bardzo dużo czasu u chłopców z racji, że w jej domu nie można doprosić się spokoju. Dziewczyna ma, bowiem bardzo dużo rodzeństwa, a co za tym idzie jej rodzina jest zwyczajnie duża i hałaśliwa.
Pewnej nocy Emi ma sen. Sen, w którym pojawia się tajemniczy chłopak z paznokciami pomalowanymi na czarno. Chłopak przystojny, arogancki i przyciągający spojrzenie.
Dziewczyna budzi się w nocy i na szybko stara się narysować swój sen i osobę w nim spotkaną.
Na następny dzień w szkole spotyka Pi – nową uczennicę, która przyjechała do Danii z Australii, aby mieć duńską maturę. Dziewczyna ma dredy i odbiega od norm przeciętnej uczennicy, ale jest bardzo sympatyczną osobą. Wszystko byłoby naprawdę okej, gdyby nie to, że Pi ma brata – Noa.
Chłopaka, który śnił się Emi i którego rysunek spoczywa w jej rysowniku.
Historia zaczyna się rozwijać, a młodzi ludzie zachęceni przez nauczyciela matematyki wybierają się do astrofizyka na wykład.
Wykład jest tylko mrzonką, a uczniowie znajdują dziwny przyrząd w jednym z kartonów.
Urządzenie, któremu brakuje jednego elementu.
A tym elementem jest zawieszka Noa.
Przyszłość zaczyna mieszać się z rzeczywistością, a sen zaczyna być jawą.
Jak odróżnić prawdę?
„Spektrum
jest nieskończone – dodaje Józef – Istnieje więcej kolorów niż słów na ich
opisanie i granice między nimi są płynne.”
Wracając do początku tego wpisu, cieszę się, że miałam okazję doczekać się „Spektrum” w Polsce. Z niecierpliwością czekam na drugi tom, gdyż tak naprawdę zakończenie pierwszego zostało urwane w takim momencie, że mam ochotę napisać do autorki reklamację. JAK TAK MOŻNA?
Nie spodziewałam się niczego po tej pozycji. Zaciekawił mnie opis z tyłu okładki i sama okładka. Nie sądziłam, że będzie to lekka przyjemna książka młodzieżowa z elementami fantastyki. Nie jestem pewna, czy można zaliczyć „Spektrum” do pełni gatunku fantastycznego, gdyż cała otoczka i świat stworzony w tej pozycji są całkowicie normalne, a Dania przecież jest państwem, które możemy zwiedzić osobiście.
„ Ręce mi drżą. Właśnie wyrwałam nogi
niepełnosprawnej mrówce! Jestem potworem zabijającym stworzone przez siebie
zdeformowane istoty. Doktor Frankenstein z ołówkiem!”
Bohaterowie są różnorodni. Bardzo spodobało mi się poruszenie tematu bycia niewidomym. Polubiłam Albana od samego początku. Autorka zgrabnie pokazała jak osoby niemogące zobaczyć świata na własne oczy dają sobie w nim radę. W sumie, jeśli miałabym być szczera to każda z postaci miała w sobie coś, co sprawiało, że nie mogłam się zdecydować, komu kibicuję bardziej. Uznajmy, że każda z nich jest fantastyczna.
W całej pozycji najbardziej irytowały mnie angielskie słowa, które bohaterowie ( szczególnie Noa i Pi) ciągle wtrącali w zdania. Co gorsza, niektóre były przetłumaczone w przypisach inne zaś nie i w pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, na jakiej podstawie tłumacz, raz używał przypisów, a innym razem nie. Nie doszłam do klucza, więc Wam nie napisze, o co tu chodziło. Nie ukrywam, że było to jednak naprawdę denerwujące. To, że w mowie potocznej używane są angielskie słowa jestem w stanie przełknąć, ale jeżeli w książce przetłumaczonej na język polski widzę, co jakiś czas angielskie słowa, które także można było przetłumaczyć, to moje ciśnienie podnosi się do niebezpiecznych rejonów. Ktoś tu powinien podjąć męską decyzję: Albo tłumaczymy wszystko, albo nic. To, taki mój ból podczas czytania.
„Nicość niczym próżnia wysysa ze mnie
wspomnienia, uczucia, życie.
Być może już umarłam.”
„Spektrum” to książka o wartkiej i wciągającej akcji. Jak na pozycję młodzieżową muszę przyznać, że zostałam mile zaskoczona lekkim piórem, które strasznie szybko się czyta. Dość często jest tak, że książki opowiadające historię młodych bohaterów, którzy dopiero wkraczają w dorosłe życie są po prostu nudne. Powielają schematy i nie wnoszą nic nowego. Ot, kolejna książka identyczna jak poprzednia.
W „Spektrum” zauważyłam parę schematów, ale nie były one rażące i nie kuły w oczy. Czas spędzony z książką wspominam ciepło i przyjemnie. Czekam na kolejny tom, gdyż prawdziwa akcja dopiero teraz się zaczyna, a Wam serdecznie polecam tę książkę.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję