„Dance. Sing. Love. – Miłosny układ” od Layli Wheldon szturmem wszedł do mojego domu i zażądał przeczytania. Stało się, pierwszą książką sierpnia jest właśnie ta pozycja. Czy udana?
Layla Wheldon to pseudonim Sandry Sotomskiej, która zasłynęła tą powieścią na wattpad.com i uzyskała ponad 2 miliony wyświetleń. Nie jestem stałą bywalczynią tego serwisu, więc nie będę oceniać, czy to dużo, czy mało. Przyjmijmy, że dużo.
Nawet bardzo.
„Miłosny układ” to pierwsza część serii Dance Sing Love, która opowiada o Livii Innocenti, będącą z pochodzenia Włoszką.
Dziewczyna od najmłodszych lat uczyła się tańca, najpierw dzięki tacie, potem zaś w szkole. Dzięki swoim umiejętnościom oraz poczuciu rytmu dostała się do zespołu tanecznego i tutaj zaczęła się jej prawdziwa kariera. Cała ekipa taneczna została zatrudniona przez wokalistę pop Jamesa Sheridana, u którego to mieli tańczyć na koncertach podczas całego tournée.
Wszystkie dziewczyny w zespole mają słabość do Sheridana, a jeżeli nie do niego to do jego przyjaciela ze sceny Zafira Malufa. Gdy James pierwszy raz wchodzi do sali, w której mają rozpocząć próby zgrania się całym zespołem w choreografii, damska część publiczności widząc swojego idola niemalże mdleje, poza Livią oczywiście. Dla dziewczyny wokalista jest kolejną rozpuszczoną gwiazdką, która nie widzi niczego poza własnym nosem.
I ma rację.
James jest samolubem i leniem, a dodatkowo przychodzi na próby będąc wczorajszy. Choreografka, która jest niesamowicie wymagająca udaje, że tego nie widzi i nie komentuje jego zachowania.
Los jednak chce, że dziewczyna zostaje skazana na wokalistę, ponieważ razem mają wystąpić na scenie śpiewając i tańcząc na koncertach. James próbuje się naprzykrzyć Livii i prosi jej choreografkę o pozwolenie na poznanie Włoch z rodowitą Włoszką, a Innocenti chcąc nie chcąc musi się zgodzić, gdyż wisi nad nią widmo stracenia pracy. Tym sposobem oboje udają się na wycieczkę po Rzymie, która znacząco się przedłuża i następnego dnia dziewczyna jest niewyspana, obolała i co gorsza skacowana.
Z każdym kolejnym dniem zaczyna coraz bardziej nie cierpieć Sheridana, jednak przy ciągłym spędzaniu z nim czasu, jej uczucia zaczynają się zmieniać. Livia zaś nie chce dopuścić do siebie informacji, że zaczyna się w Jamesie powoli zakochiwać.
Tym sposobem nienawiść zmienia się w miłość, która zostaje zniszczona jednym zdaniem, a odzyskanie zaufania jest niesamowicie trudne i wymagające. Szczególnie, że na horyzoncie pojawia się opiekuńczy i kochający mężczyzna.
„ Jednak James był
dla mnie jak narkotyk. Nie mogłam przestać go widywać, bo każda rozłąka
powodowała ból w sercu. I po każdym spotkaniu pragnęłam jeszcze. Więcej jego.”
„Dance Sing Love: Miłosny układ” wciągnęła mnie swoją normalnością. Nie ma tutaj wybujałych bohaterów, którzy mają miliony na koncie, a jak mają to się z tym znowu nie afiszują. Jest to historia zwykła, która nie wymaga większego myślenia i skupiania się na niej, ale pozwala miło spędzić wolny czas. Tutaj taniec przeplata się z miłością, niczym jak z muzyką.
Autorka poza główną bohaterką i jej przygodą, dodatkowo dość poważnie podeszła do sprawy jej przyjaciółki, której to historię także rozwinęła. Przyznam szczerze, że ta druga para, mojej osobie zdecydowanie bardziej się podobała.
Muszę się jednak przyczepić do dwóch spraw, pobudzających moją irytację podczas czytania. Pierwszą rzeczą był alkohol. Nic nie mam do tego, żeby bohaterowie sobie od czasu do czasu zabalowali czy popili. Ale kiedy w książce dziewczyna, która tańczy zawodowo i powinna być trzeźwa z racji ciągłych prób cały czas nadużywa procentów i co więcej szczyci się tym, że ma twardą głowę to dla mnie, niestety jest to przesadą. Drugą ujmą książki jest „słońce”. Zastanawiam się czy James nie mógł użyć innych zdrobnień, zamiast ciągle powtarzać „słońce”. Przecież jest tyle różnych zamienników tego słowa, a tutaj ciągle „słońce” i „słońce”. Po dłuższym czasie zaczęło mnie to irytować, a na koniec to już nawet wkurzać (żeby nie napisać gorzej). W każdym razie do tego się czepiam, to mi się nie podobało, ale jest to też małym minusem, w całej historii.
Idzie się z tym przegryźć po prostu.
„Gra toczyła się
dalej. Stawka była wysoka. Grałam tak, jak radziła mi mama. Va banque. Grałam o
wszystko.”
Mimo tego, co napisałam wyżej uważam, ze „Miłosny układ” to udany debiut młodej pisarki, który polecam każdemu, kto czyta namiętnie tego typu literaturę. Opisy zbliżeń bohaterów są napisane nienagannie i nawet dość dociekliwie. Historia wciąga i porusza, choć na końcu brakowało mi troszkę tego, co scaliło bohaterów ze sobą, czyli taniec. Nie było tego w zakończeniu i ubolewam z tego powodu, jednak zakończenie było niespodziewane i gdy teraz już wiem, że będą kolejne tomy jestem spokojna o swój stan umysłu, gdyż nie ukrywam, jest tu cliffhanger jak cholera.
Czekam na kolejny tom, bo jestem ciekawa dalszych rozterek Livii i życia Kathy, która skradła moje serce już za pierwszym pojawieniem się.
Mam też nadzieję, że autorka powróci do korzeni i doda więcej tańca do książki, w której taniec powinien grać ogromną rolę.
Za możliwość przeczytania dziękuję wydawnictwu Editio Red.