Jak
wiecie, drugi tom trylogii „Mafijna miłość” już za mną, ale obiecałam sobie, że
w marcu nadrobię piewszy. Nadrobiłam. Jak wyszło?
„Moje ciało i moje
serce doskonale wiedzą, kto nimi zawładnął. Adam McKey. Panuje nade mną. Nad
moim ciałem. Moim sercem. I moją duszą.”
„Koszmar
Morfeusza” sprawił, że musiałam sięgnąć po pierwszą część, aby połączyć nici i
rozwiązać pytania, które pojawiły się po jego przeczytaniu. Tym sposobem jadąc
pociągiem wzięłam się za „Sny”, które tam też skończyłam.
Cassandra
Givens przyjechała z Toronto do Miami, za pracą, ale też pokazaniem ojcu, że
potrafi dać sobie radę sama i utrzymać się, zarabiając na siebie. Udaje się na
rozmowę kwalifikacyjną do firmy Art&Design. Tam zaś zostaje wyśmiana i obrażona
przez przystojnego, tajemniczego prezesa o lodowatych niebieskich oczach. Adama
McKeya.
Chcąc odreagować idzie do restauracji ze swoimi znajomymi, ale kolacja nie
układa się po jej myśli i końcem końców z nieznajomym dwudziestolatkiem,
którego spotyka na ulicy udaje się do klubu Mirrors.
Klubu, który kipi seksem.
Tam zostaje przechwycona przez stanowczego mężczyznę tytułującego siebie
Morefuszem, obiecującego jej cudowną noc i chętna idzie za nim do jego czarnej
limuzyny. Oczywiście chcąc się rozerwać ulega mu i już w samochodzie, zaczynają
się do siebie przystawiać. Potem, gdy dojeżdzają do jego domu, jest tylko
goręcej, ale prawdziwe bum mamy dopiero w drodze powrotnej.
Na następny dzień, Cass siedząc w domu i myśląc co ze sobą począć dostaje telefon,
iż została przyjęta do pracy. Nie może w to uwierzyć, gdyż wychodząc dosadnie
powiedziała dyrektorowi co o nim myśli. Udaje się do nowego miejsca pracy i tam
poznaje oczy. Oczy, które widziała wczoraj w nocy. Nie chce jednak ryzykować i
powstrzymuje się od komentowania (jeszcze).
Życie
zaczyna toczyć się rytmem praca, przyjaciele, ale mamy tutaj cały szereg
problemów młodej dziewczyny. Jak nie kłótnia z ojcem, to wyrzucenie z
mieszkania, bądź ciągły brak pieniędzy na utrzmanie.
Jednak to wszystko to mały
pikuś, do tego co autorka serwuje nam w dalszej części tej pozcyji.
„Sny Morfeusza” to książka, która trzyma w napięciu i ciągnie do czytania. Ja
osobiście chciałam się dowiedzieć jak najwięcej o całej strukturze klubu i o
tym dlaczego Morfeusz musi tam być. Połączyłam sobie wątki, które znałam z „Koszmaru...”,
no i miło było wrócić do Tommyego i poznać ich pierwsze spotkanie z Cassandrą.
Osobiście uważam, że pierwsza część jest dobrym wstępem do dalszych losów McKeya
i Givens, ale ja sama wolę drugi tom.
Cass jak irytowała mnie w „Koszmarze Morfeusza”, tak w „Snach...” ją
znienawidziłam. Oczywiście to moje własne odczucie. Adam za to podobał, mi się
bardziej, niż w drugiej części. Był jakiś...bardziej dosadny i męski. No i
Tommy – mój faworyt. Uwielbiam go jeszcze bardziej. Jego pozytywne nastawienie
i chęć życia sprawiają, że jest najbarwniejszą postacią w całej książce.
Lubię serię „Mafijna miłość” i mogę to stwierdzić po dwóch tomach (trzeci w
maju). Ciekawa jestem jak zakończy się przygoda tej dwójki, no i mam nadzieję
na rozwinięcie wątku samego Mirrors.
„Sny Morfeusza” mogę polecić jako wstęp do czegoś
mocniejszego i brutalniejszego jakim jest „Koszmar Morfeusza”.
Jedyne czego nie
potrafię wybaczyć to nieodmienionego słowa penis w każdej erotycznej scenie,
ale tutaj zawiniła redaktorka, która pozmieniała, co teraz wygląda idiotycznie,
ale na dłuższą metę, gdy człowiek się już wczyta to zwyczajnie przestaje
zwracać na to uwagę.
Laure
Laure