Statek kosmiczny? – Jest!
Załoga? – Jest!
Misja? – Jest!To startujmy w podróż.
Katarzyna Berenika Miszczuk przez cykl Wiktoria Biankowska pokazała, że potrafi pisać wciągające książki z wyśmienitym humorem oraz epickimi przygodami. Z okazji ponownego wydania na nasz rynek „Gwiezdnego Wojownika” postanowiłam sprawdzić, czy ta historia będzie trzymać poziom osławionej „Ja, diablica”.
Trzyma.
Mocno.
Ziemia
ma zostać zniszczona przez pędzącą na naszą planetę asteroidę. Ludzkość
postanawia działać i zostaje zebrana drużyna „chętnych”, którzy mają zniszczyć
niebezpiczeństwo. Dostają rozklekotany statek kosmiczny, który nadawałby się
szybciej na złom, niż podróż w otchłań Galaktyki, a dowódca... jest ciągle
pijany.
„Komandor
obejrzał się zaskoczony, żeby spojrzeć na swoją pięcioosobową załogę: Jose
Pikadło – nawigatora, Robeta Misianowskiego – mechanika, Natalie Bullet –
strzelca, Sandrę Gelee – naukowca, i Stefana Strzykawkę – lekarza podkładowego,
zwanego Dokiem.”
Wszystko miałoby jeszcze rację bytu, gdyby nie to, że działko z którego mieli
zestrzelić asteroidę, zostało na Ziemii.
A toaleta tajemniczo przestała działać, po spuszczeniu niewiadomego pochodzenia
śrubek przez Roberta, który marzy o znalezieniu kobiety w czerwonym szlafroku?
( z początku miałam takie: Co k#$@a?!)
Jakby tego było mało, spotykają księżniczkę Sisi Macrosoft,
która uciekła z domu, aby uniknąć niechcianego małżeństwa. Księżniczkę, która
zabrała ze sobą generator czarnych dziur, a ona sama jest łudząco podobna do
Lei z „Gwiezdnych wojen” i szuka swojego bohatera z laserowymi karabinami przy
pasie.
Nie.
Nie chodzi o Hana Solo.
Jose Pikadło jest zafascynowany postacią, którą Harrison Ford (składam pokłon w tym miejscu) grał w legendarnym filmie George’a Lucas’a. Jest też wybrankiem młodej księżniczki.
Okazuję się jednak, że nasi bohaterowie nie są sami w swojej samobójczej misji, gdyż na pokładzie ich galaktycznego wierzchowca jest Zygmunt – sztuczna inteligencja, który ponad wszystko stawia dobre samopoczucie swojej załogi.
Czy misja się powiedzie?
Czy szalona załoga przeżyje?
Ta
książka jest kosmicznym absurdem, ale napisanym z niesamowicie wyszukanym
smakiem. Nieprzesadzona, śmieszna, a wręcz komiczna. Postaci są przesympatyczne,
charyzmatyczne i polubiliśmy się już z pierwszym rozdziałem. Ciekawym pomysłem
jest zastosowanie dwóch najwiekszych firm Microsoftu oraz Apple, jako dwóch walczących
ze sobą rodów królewskich. Oczywiście tutaj nazywali się troszkę inaczej
(Macrosoft i Epple), ale każdy powinien szybko zrozumieć o co chodzi.
Jako
osoba wychowana w wierze Star Wars, znająca filmy na pamięć i będąca po
lekturze naprawdę ogromnej ilości pozycji z tego świata, muszę przyznać, że
nawiązania do Gwiezdnych Wojen sprawdziły się tutaj wyśmienicie.
„ Gwiezdny Wojownik: Działko, szlafrok i księżniczka” to
pozycja, po której nie spodziewam się wnętrza, jakim mnie uraczyło. Podchodziłam
ze sceptyzmem, myśląc, że będzie to jakaś kosmiczna opowiastka stworzona przez
kobietę, a okazała się naprawdę wciągajacą pozycją, przy której wybuchałam
śmiechem prawie co chwilę. Jeżeli czytaliście „Ja, diablica” i następne tomy z
tej serii to „Gwiezdny Wojownik” nie ma prawa was zawieść.
Warto!Szczególnie, że wydawnictwo Uroboros wydało książkę w pięknej okładce.
„Ich
misja dobiegła końca. Jednak wiedział, że to nie jest ich ostatnie spotkanie.”
PS. Odchudzający alkohol? Serio? Czemu w prawdziwym życiu tak nie ma?!
Laure