„Dopóki wasz świat nie będzie należeć do nas.”| „Fale ciemności” – Aaron Rosenberg


Blizzard Legends powracają!


Każda kolejna książka z uniwersum gry World of Warcraft jest dla mnie przygodą. Zostaje zabrana w świat gry, przypominam sobie mapy i bohaterów, a przy okazji zastanawiam się jak ma się mój hunter, który był moją pierwszą postacią. Z powodu nerdzenia się mojej osoby, kiedy mam abonament, robię przerwy od gry, aby nie zniknąć z życia (aczkolwiek, nie ukrywam, że to kusząca propozycja). Kiedy wydawnictwo Insignis ogłosiło, że będzie nowa pozycja z Blizzard legends mój wewnętrzny głód obudził się i wyciągając rączki krzyczał: „Chce, chce! Musisz to przeczytać.”
To przeczytałam.
Erhm… przepraszam? 
Kiedy kolejne książki?

Po zakończeniu Pierwszej Wojny, kiedy to Horda wylała się na Wichrogród, nie zostawiając z niego nic, co mogłoby się nadawać do dalszego życia, Anduin Lothar – czempion Wichrogrodu razem z magiem Kadgharem i ocalałymi wojskami udali się na północ, do królestwa Lordaeronu będącego pod panowaniem króla Terenasa Menethila II. Po opowiedzeniu przez Lothara wszystkich wydarzeń, jakie miejsce miały w Wichrogordzie oraz po ostrzeżeniu przed ogromnym niebezpieczeństwem, została zebrana rada. Miała ona przedyskutować sprawę wystawienia wojsk, przeciwko najeźdźcom. Król Terenas zwołał innych władców i po naradzie wojennej narodził się Sojusz Lordaeronu. Dodatkowo ojciec księcia Arthasa Menethila zawiązał umowę z krasnoludami oraz gnomami. Elfy, mimo rozmów, nie dały się namówić, ale w Drugiej Wojnie miały swój wkład militarny. Orgrim Zgładziciel będący przywódcą Hordy chciał zająć świat, aby orki mogły żyć na swoim. Wymyślił sobie, że przejdzie on przez wszystkie królestwa i każde po kolei będzie zajmował, aż dostanie w swoje łapska także Lordaeron (pffff… debil). Gul’dan będący w śpiączce przez wcześniejsze wydarzenia, nagle obudził się i pod przykrywką wiernej służby dla Orgrima knuł w swojej własnej sprawie. Idąc przez krainy orkowie zdobyli nowych sojuszników, podczas próby uwolnienia ich z prowizorycznego więzienia. Tak oto leśne trolle zostały pobratymcami Hordy i dalej razem ruszyli na podbój.
Po porażce, jaką Horda odniosła pod Khaz Modan armia Hordy powstała na nowo, oburzając rycerzy śmierci. Sojusz zaś miał po swojej stronie paladynów. 
Wszyscy myśleli, że wojna zbliża się ku końcowi, kiedy to okazało się, iż jeden z władców, którzy przystąpili do Sojuszu został zdrajcą. 
A wtedy ogromna armia Hordy stanęła u bram Lordaeronu. 
Wojna, rozpoczęła się na nowo i miała jeszcze długo trwać. 

„Był nadzwyczajnym wojownikiem i wspaniałym przywódcą, kimś, za kim ludzie chcieli podążać; kimś, kto wymagał szacunku i posłuszeństwa od każdego, kogo spotkał. Żołnierze Przymierza już nazwali go Lwem Azeroth, od jego tarczy błyskającej wśród morza orków pod Międzygórzem.”

Jak ktoś grał w World of Warcraft to szybko zorientuje się, w jakich realiach została umieszczona ta książka. Oczywiście nie uważam tego za ujmę, bo zawsze warto sobie przypomnieć rozległą historię tego uniwersum. Zapewne myślicie, że w akapicie wyżej opisałam Wam już wszystko. Nic bardziej mylnego! Tego nie można nawet nazwać skrótem całej tej historii. To, co się tam dzieje przechodzi ludzkie pojęcie. 
Opisy pomniejszych starć między dwoma wrogami, a także te wielkie bitwy są opisane niezwykle szczegółowo, ale nie AŻ tak, że przechodzi się w tryb nudy, „bo za dużo opisane”. 

Z racji, że jestem #teamAlliance to rozdziały, w których opisywane były poczynania Hordy sprawiały, że czułam wewnętrzne obrzydzenie. Nie zrozumiecie dopóki nie zagracie. Naprawdę. Jak już się stoi po jednej stronie to na drugą nie można patrzeć, bo robi się niedobrze. Tak właśnie mam ja z Hordą. Spuściłabym ich w toalecie i pomachała na pożegnanie. 

Nie zmienia to faktu, że tak naprawdę to krasnoludy skradły całe show w „Falach ciemności”!
Boże, jakie to było dobre! Czytanie fragmentów z Muradinem, czy Kardanem, a najlepiej z obydwoma sprawiało, że moje usta same się cieszyły do siebie. Nigdy nie przepadałam, za krasnoludami, ale trzeba przyznać, że Rosenberg opisał ich swojskie rozmowy wprost idealnie.

Bolało mnie używanie Alextrazy, która niby jest jedną z prawidłowych form nazewnictwa, ale jednak Alexstrasza nie dość, że bardziej popularna to i lepiej brzmi. Dowiedziałam się jednak od samej tłumaczki pani Dominiki Repeczko, iż Blizzard odgórnie narzuca tłumaczenia nazw własnych, toteż muszą być takie, a nie inne, a tłumacz może tylko się dostosować. No smutne to troszkę, jak mam być szczera. Oryginalne nazwy są lepsze, a gracze i tak będą wiedzieli, o kim w danym fragmencie jest mowa. Nie zmienia to jednak faktu, że tłumaczenie tej pozycji jest wyśmienite i jakieś śmieszne nakazy Blizzarda nie zepsują pracy, jaką wykonuję pani Dominika.

Wszystko to, nie zmienia jednak faktu, że „Fale ciemności” to kawałek dobrej lektury, która wciąga od pierwszych stron i nie chce puścić. Fantastyczne opisy, barwne postaci i świat gry dopieszczają tylko całość, która jest fenomenalna. Nie będę oryginalna i napiszę to samo, co pisałam w podsumowaniu „Arthasa”. Jeżeli jesteś fanem gry i lubisz dobą fantastykę to ta książka jest dla ciebie. Jeżeli świat gier, elfów, krasnoludów i innych dziwnych istot jest ci obcy, albo cię nie pociąga – odpuść.

„- Każesz nam szykować się do wojny – odparł Terenas cicho. To nie było pytanie, ale Lothar i tak odpowiedział.

- Tak. - Powiódł spojrzeniem po twarzach zgromadzonych. – Do wojny o przetrwanie ludzkiej rasy.”

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com