Szwedzkie thrillery ostatnimi czasy są bardzo w modzie. Musiałam w końcu spróbować zobaczyć, w czym ta miłość czytających ten gatunek. Wyszło, że to chyba nie dla mnie, a przynajmniej nie Hakan Eriksson.
Wydawnictwo Edipresse zaskoczyło mnie zapowiedzią nowego thrillera, a że ostatnio jestem w klimatach to postanowiłam pokusić się na „Lunatyków” i zobaczyć, czy i ta pozycja wciągnie mnie tak bardzo w swój świat. Wciągnęła, ale nie do końca.
Lądujemy w Sztokholmie – stolicy Szewcji, gdzie imigrantów jest każdego dnia coraz więcej, a policja nie daje sobie z nimi rady. Anette Jansson należąca Policji Bezpieczeństwa Sapo w wydziale kryminalnym próbuje połączyć powiązania młodzieży szwedzkiej z islamistami. Kobieta ma do dyspozycji podstawionych policyjnych szpiegów, środki na uzyskanie rozwiązania sprawy oraz doświadczenie, które jest jej tutaj niezwykle potrzebne.
Do miasta przyjeżdża bojownik Mohammed, zaś jego zadaniem jest zbudowanie wywiadu oraz komórki, która w najmniej spodziewanym momencie uderzy w spokojne miasto. Cały jego przyjazd jest szyty idealnie na miarę, aby wszystko poszło zgodnie z planem bez najmniejszego problemu. Młody chłopak – Jamal wraz ze swoim przyjacielem Alim są odseparowani od społeczeństwa i to głównie Jamalowi przeszkadza to wypychanie poza nawias, przez co chłopak zaczyna wgłębiać się w religię, aby poznać prawdę, a dodatkowo rozmawia z niebezpiecznymi osobnikami przez Internet, który kształtują jego postrzeganie świata. Chłopak, będący pod wpływem wielu rożnych informacji, zaczyna zmieniać siebie oraz swoje poglądy.
Ale czy idzie w dobrą stronę?
Przyznam, że temat tej książki z tym, co się aktualnie dzieje na świecie jest bardzo trafiony. Nie ukrywam byłam zauroczona tą pozycją, ale… zgubiłam się po połowie i nie odnalazłam do końca. Mimo że wiedziałam doskonale, kto jest, kim i co robi, a także dlaczego akcja i zachowanie bohaterów jest takie, a nie inne to nie potrafiłam połączyć tego w jedną spójną całość.
Nazwijcie mnie ignorantką, ale nie interesuję się ani polityką, ani imigrantami. No po prostu mam lepsze zajęcia, niż czytanie o tym, który kraj przyjął ile do siebie i tak dalej. Dlatego też, jak na początku byłam ciekawa tej pozycji i czytałam ją do późnej nocy, tak potem, gdy już się pogubiłam to czytałam ją tak po prostu – dla czytania.
„Lunatycy” nie są złą książką, tego nie napiszę, bo bym skłamała. Są świetnie napisani, fabuła rozgrywa się pomału, bawi się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Klimat jest świetny i wciągający, ale dla osoby jak pisałam wyżej, nieinteresującej się imigrantami pozycja ta zwyczajnie jest nieodpowiednia. W sumie to ciekawie było poczytać, co imam mówił do Jamala o Koranie, ale żebym zrobiła „łaaał” to nie. Było to niespotykane doświadczenie, ale nie wywołało u mnie euforii.
Postaci w tej pozycji to zdecydowanie bardzo duży plus. Są świetnie wyrysowane. Wyraziście, z dbałością o szczegóły oraz zachowujące się odpowiedzialnie i dojrzale. Wszystko, co robią, robią z pomysłem na późniejsze wykorzystanie, więc nie możemy zauważyć bezsensownych poczynań bohaterów.
Tak naprawdę wszystko ma w tej książce sens i jest świetnie napisane, ale musze Was uprzedzić, że nie jest to lekka lektura, którą można sobie poczytać bez skupienia. No i warto wiedzieć coś więcej, niż to, co serwuje nam telewizja o imigrantach, aby to miało głębszy sens.
Do samych „Lunatyków” nie mogę się przyczepić, ale do wydania książki owszem. Podczas czytania zauważyłam dużo niepotrzebnych literek w wyrazach, bądź literek zmienionych (np. przybyŁi, biurw).
Obejrzałam cały swój egzemplarz i nigdzie nie zauważyłam zdania „ Egzemplarz przed korektą”, więc nie wiem, kto tutaj zawinił. Nie jest to może jakoś strasznie denerwujące, ale rzuca się w oczy podczas czytania.
Dodatkowo potężny minus wędruję do Hakana Erikssona, który i tak nigdy tej recenzji nie przeczyta. Drogi autorze… gry Counter Strike nie można zatrzymać. Pauza tam nie istnieje, jeżeli gra się mecz, czyli rozgrywkę online z innymi graczami. Po przeczytaniu tego fragmentu moje ciśnienie się podniosło, dlatego apeluję: trzymajmy się faktów i nie wymyślajmy cudów.
„Lunatyków” polecam dla osób, które lubią thrillery i są do nich przyzwyczajone, a także dla osób, które ciekawi relacja islamistów między sobą z dodatkowym wątkiem policyjnym. Oczywiście Czytelnicy ciekawi pozycji niech także po nią sięgają, bo fakt, że ja wymiękłam zaraz po straceniu wątku i zgubieniu się w książce nie oznacza przecież, że Wam „Lunatycy” się nie spodobają. Każdy ma inny gust i zainteresowania. Jeżeli przeczytacie tę pozycję to z wielką chęcią poczytam Wasze opinie na jej temat. Może odnajdę się w komentarzach w samej fabule lektury i wszystko stanie się dla mnie jasne jak słońce.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu