Elkin po raz drugi.
Lisa Gardner już od dawna jest na mojej liście ulubionych autorów kryminałów i thrillerów. Seria o Frankie Elkin, w którą postać wcielić się ma Hilary Swank w filmowej adaptacji jest ma w Polsce dwa tomy i oba są już za mną. „Zanim zniknęła”, pierwszy tom tego cyklu podobał mi się, choć pamiętam, że początek był ciężki. Elkin nie trafiła do mnie tak, jak D.D.Warren. „Kanion śmierci” to drugi tom tej serii, czyli druga szansa na polubienie się z Frankie.
Frankie Elkin jest kobietą po przejściach, która podróżuje po USA i pojawia się tam, gdzie jest potrzebna: w miejscach, gdzie ktoś zaginął, a policja nie daje sobie rady w rozwiązaniu sprawy. Poszukiwaniu zaginionych osób to dla Frankie chleb powszedni i coś, co kobieta potrafi najlepiej. Tylko że nie wszyscy przyjmują od niej propozycję pomocy.
Tak, jak w Wyoming.
Pięć lat wcześniej pięciu młodych mężczyzn wybrało się na wieczór kawalerski w tamtejsze góry. Wróciło czterech z nich. Ojciec zaginionego organizuje wyprawę w poszukiwaniu śladów syna. Frankie postanawia przyłączyć się do grupy. I szybko przekonuje się, że trudy wspinaczki i marszu to najmniejszy problem, jaki posiada. Bowiem ktoś niszczy ich zapasy, zastawia pułapki i wszystko wskazuje na to, że po prostu na nich poluje. Pytanie tylko: kto?
„Kanion Śmierci” to podobnie, jak „Zanim zniknęła” zupełnie inna pozycja od Lisy Gardner, od tych, które do tej pory znamy. Obie te pozycje opowiadają o kobiecie, która jest mistrzynią znajdywania tego, co dawno zaginęło.
Razem z Frankie udajemy się do rezerwatu przyrody, gdzie podejmujemy się długiej wędrówki w poszukiwaniu zaginionego mężczyzny. Już sama w sobie, wyprawa nie należy do najłatwiejszych, szczególnie, że Elkin nie posiada doświadczenia w górach. Szybko okazuje się, że marsz i wspinaczka to mały pikuś, przy tym, co tajemniczy las dla nich przygotował. Dostajemy szczegółowe opisy lasy i skał, przez które przyjdzie nam przebrnąć razem z Frankie. Lisa Gardner pokazuje, że las nie jest jej obcy i doskonale zna jego sekrety i tajemnice, a myśliwy, który utrudnia naszym bohaterom wyprawę jest jednym z najgorszych drapieżników, jakie chodzą po tej ziemi.
Niemniej jednak moja przyjaźń do Frankie pozostała bez zmian. Jest taka sama, jak po zamknięciu „Zanim zniknęła”. Elkin nie należy do moich ulubionych bohaterek, jakie Lisa Gardner stworzyła, choć nie przeszkadza mi to w delektowaniu się tą pozycją i dostrzeżeniu kunsztu, jaki autorka pokazała w „Kanionie śmierci”. Jest to naprawdę dobra lektura, która wciąga w swój świat i nie pozwala się oderwać, dopóki nie zamkniemy tylnej okładki. I tak, dobrze rozumiecie co chce przekazać. Przeczytałam tę pozycję za jednym posiedzeniem, co świadczy o tym, że Gardner nie wychodzi z formy.
W moim osobistym rankingu „Kanion Śmierci” nadal plasuje się niżej, niż seria z Warren. Frankie Elkin potrzebuje jeszcze dużo książek, abym polubiła się z nią na dostatecznym poziomie. Nie zmienia to jednak faktu, że drugi tom cyklu o Elkin jest napisany tajemniczo, a akcja jest tutaj dynamiczna, choć nieco przewidywalna. „Kanion Śmierci” mocno wykracza poza ramy, do jakich przyzwyczaiła mnie Lisa Garnder, ale myślę, że kiedyś się do nich przyzwyczaję. I jak polecam Wam tę pozycję, sama wrócę na stare śmieci i sięgnę po kolejną Gardner, ale tym razem do Pierce'a Quincy'ego.