Czy Maas została pobita?
Miałam okazję czytać książki Jennifer L. Armentrout, ale „Krew i Popiół” to pozycja zupełnie inna, niż to, co do tej pory serwowała nam autorka. High fantasy, czyli gatunek jakie Armentrout nie miała jeszcze okazji tworzyć, z początku wzbudzał w niej wątpliwości i był wyzwaniem. Zupełnie niepotrzebnie. „Krew i Popiół” to pierwszy tom fenomenalnego cyklu, który zrzuca z piedestału uwielbianą przez wszystkich Sarah J. Maas.
Poppy jest Panną Wybraną. Jej życie pełne jest samotności. Nikt nie może jej dotknąć, a tylko wybrańcy i najbardziej zaufane osoby mogą ujrzeć jej twarz, albo z nią porozmawiać. Dziewczyna poświęcona Bogom ma za zadanie przygotować się do rytuału Ascendencji, który ma
zapoczątkować nową erę. Poppy od towarzystwa dam dworu i kapłanek, woli swoich strażników, z którymi ma o czym rozmawiać. Gdyby mogła, albo raczej gdyby jej przystało, z chęcią sięgnęłaby po miecz i broniła swoich bliskich przed niebezpieczeństwami zza Zapory. Dobrze wie, jakie potwory i monstra kryją się w magicznej mgle. Niestety, bycie Panną uniemożliwia jej spełnianie swoich pragnień, a Poppy nie ma żadnego wpływu na czekający ją rytuał. Mimo tego, Poppy gotowa jest podjąć ryzyko.
„Krew i Popiół” zaczyna się dość niewinnie. Wydawać by się mogło, że to lekka i bardzo przyjemna fantastyka, ale kiedy wchodzimy głębiej w tę historię, szybko zaczynamy zauważać, że Jennifer L. Armentrout poukrywała wiele szczegółów, które dopełniają tę opowieść i dają jej nie tylko pazur, ale przede wszystkim oryginalność.
No, bo zacznijmy od początku... widzieliście kiedyś główną bohaterkę, która nie jest idealna? Poppy pod welonem skrywa bliznę na twarzy, która nie dodaje jej uroku. Oczywiście według postronnych, osobiście uważam, że blizny są nawet seksowne (ci, co grali w Mass Effecta wiedzą, co powiedział Garrus). Sama Poppy jest bohaterką, jakie w książkach lubię najbardziej. Zdecydowana, silna i nie bojąca się sięgnąć po więcej, nawet jeżeli będzie musiała ponieść za to konsekwencje. Tak. Stawiam na silne bohaterki, bo dość mam szarych myszek. Oby było takich więcej!
Jest też Hawke, który skradł moje serduszko od pierwszego wejścia na scenę. Ach... pamiętacie, jak w opinii „Dworów” od Maas pisałam, że Cassian to jest gość? W zasadzie to już był. Hawke jest od niego o wiele lepszy.
W książce nie brakuje pikanterii, a ta napisana jest całkiem dobrze. Fani romansu w fantastyce będą zadowoleni, a ci, którzy lubią, kiedy krew płynie strumieniem, a tajemnice mnożą się szybciej, niż odpowiedzi także znajdą tutaj coś dla siebie. Czyli krótko: dla każdego coś miłego.
Czy „Krew i Popiół” ma szansę być lepsze od osławionych książek Maas? Ma. A dlaczego odwołuję się do tych dwóch autorek? Ponieważ czytając „Krew i Popiół” miałam okazje jednocześnie czytać drugi tom „Księżycowego Miasta” i to właśnie książka Armentrout błysnęła oryginalnością i lepszym pomysłem w zasadzie na wszystko. Ale spokojnie... nowa Maas także nie jest zła. A na pewno jest bliska mojemu sercu przez jedną postać.
„Krew i Popiół” to po prostu must read. To też mocne wejście na rynek wydawnictwa You & Ya, które pewnie ma w zanadrzu niejedną perełkę. Mam nadzieję, że szybko się nimi podzielą z nami, bo czekanie jest straszne. Rok 2022 pod względem fantastyki zapowiada się zacnie. Jestem bardzo ciekawa, kto wygra ten wyścig, ale póki co, to właśnie wydawnictwo You & YA ma mój głos.