Murowany zawał.
„Siostra Gwiazd” była pozycją, która skradła całe show. Na drugi tom tej trylogii czekałam, jak na szpilkach, ponieważ Woolf nie ma serca i zaserwowała takie zakończenie, że pochlastać się to o wiele za mało. Kiedy „Siostra Księżyca” przyszła do mnie, zabrałam się za nią od razu i po raz kolejny wsiąknęłam w historię, którą autorka kontynuuje. Ludzie... naprawdę nie pamiętam, kiedy czytałam tak dobrą fantastykę.
Vianne przeżyła atak demonów podczas ceremonii zaślubin Ezry i Wegi. Jednak ten atak był jedynie wstępem do tego, co król demonów Regulus planował. Wszystkie trzy czarownice podstępem zostały zabrane przed oblicze demona naczelnego, a ten stara się zmusić je, aby przyniosły mu trzy magiczne przedmioty, które sprawią, że będzie on miał nieograniczoną Władzę. Władzę, którą zamierzał wykorzystać przeciwko ludzkości. Vianne mając bardzo mało czasu na podjęcie konkretnej i przemyślanej decyzji musi działać szybko. Jeżeli jej się nie uda, Regulus spełni swoją groźbę i przekaże czarownice w ręce demonów, aby dokonało się skrzyżowanie gatunków i powstanie nowej rasy. Siostry nie mają marzeń o byciu demonicznymi inkubatorami, zatem zrobią wszystko, aby uniknąć wypełnienia się groźby Regulusa.
Wszystko, co do tej pory Vianne znała okazuje się kłamstwem, a wybory, jakie będzie musiała podjąć stają się coraz trudniejsze. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale nikt nie sądził, że aby uratować jedną duszę, inną trzeba będzie poświęcić.
Aj, cóż to jest za perełka. Po raz kolejny Marah Woolf przyprawiła mnie o zawał na samym końcu i teraz z niecierpliwością czekam na kolejny, ostatni tom. Wydawnictwo Jaguar poczyniło bardzo dobre kroki sięgając po tę trylogię. Szczerze, to dodam też, że na samą myśl, że już za niedługo doczekamy się zakończenia tej historii jest mi smutno. Nie chce się rozstawać z tymi bohaterami. Nie chcę i już.
„Siostra Księżyca” to kolejna pozycja, która idealnie wyrównuje fantastyczną fabułę, demony, czarownice i wszystkie te sprawy, z lekkim romansem między postaciami, a przy okazji też wyższą sprawą, dla której niektórzy będą musieli poświęcić bardzo dużo. Wszystko to, napisane jest w sposób wciągający. Ba! Wciągający to mało powiedziane. Od pierwszego rozdziału ponownie weszłam w książkę i z każdą kolejną stroną, kiedy ilość do zakończenia zaczynała się niebezpiecznie zmniejszać, czytałam coraz wolniej i wolniej, aby jeszcze dłużej pobyć w tym świecie.
Uwielbiam. No po prostu uwielbiam. Marah Woolf zauroczyła mnie tą historią. Siostry czarownice dają czadu, a plan na ocalenie ludzkości jest misternie uwikłany i w zasadzie, każde możliwe zakończenie może być jednocześnie naprawdę cudowne, jak i wybitnie denerwujące. Autorka pogrywa sobie z nami w swoich książkach, każda z nich kończy się w takim momencie, że ma się ochotę rzucać książką przez okno. Ale to właśnie takich emocji oczekuję od fantastyki! Chcę rzucać książkami ze złości na bohaterów, na wydarzenia, na autorkę, na zakończenie. Chcę czuć fabułę tych historii. Marah Woolf zapewnia mi to wszystko, za co jej dziękuję.
Jakby wszyscy właśnie w ten sposób pisali fantastykę to naprawdę przekonałabym się do tego gatunku bardziej.
„Siostra Księżyca” to fenomenalna kontynuacja „Siostry Gwiazd”. Z niecierpliwością czekam na kolejny tom tej trylogii i z radością pozwolę, aby Marah Woolf po raz kolejny bawiła się moim sercem i emocjami wedle woli. Poproszę też o więcej takich książek na naszym rynku.