„Nomen Omen” - Marta Kisiel


Najmilej spędzone trzy godziny.

Bardzo długo zajęło mi sięgnięcie po „Nomen Omen” od Marty Kisiel. „Toń” czytałam ponad rok temu, bo w maju 2020 i jakoś nie miałam czasu i chęci, aby od razu rzucać się na kolejny tom. W końcu jednak nadszedł czas na „Nomen Omen” i muszę przyznać, że Marta Kisiel po raz kolejny wciągnęła mnie w swój świat.

Salomea Przygoda ucieka od swojej rodziny, aby móc rozpocząć samodzielne życie. Szybko jednak okazuje się, że jej stancja, na której przyjdzie jej mieszkać, wygląda niczym wyjęta z horroru, a prowadzona jest przez siostry i nieodzowną papugę. Salka od razu zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno dobrze zrobiła wyjeżdżając od rodziców, ale chęć życia na własną rękę przyciąga dziewczynę zbyt mocno, aby odpuścić w takim momencie. Kiedy wydaje się, że Salki już nic zdziwić bardziej nie może, w mieście pojawia się jej brat, który pewnego dnia próbuje utopić ją w Odrze.
Tak zaczyna się przygoda, której historia sięga bardzo daleko wstecz.
Czy Salka dowie się dlaczego własny brat chciał ją zabić?

Pamiętam, że pisałam w opinii „Toni”, że zabrakło mi tutaj Wrocławia, szczególnie że cały cykl nazywa się „Wrocławski”. Sięgając po „Nomen Omen” przede wszystkim ciekawa byłam, czy Marta Kisiel tym razem umieści w książce więcej miasta, w którym w końcu dzieje się akcja. Musze przyznać, że w tej kwestii zostałam zaspokojona. Mamy Wrocław! Mamy moją rodzinną Kotlinę Kłodzką! A na koniec książki mamy mapy, z którymi można śledzić miejsce wydarzeń w książce.

Zarówno Salka, jak i siostry, które prowadzą jej stancję są niezwykle barwnymi postaciami. Ogólnie Marta Kisiel potrafi kreować bohaterów w swoich książkach i to trzeba ałtorce (pisownia specjalna) oddać. Historia w jaką uwikłana została Salomea, która chciała jedynie uwolnić się od zwariowanej rodziny, okazała się być przygodą jej życia, której w zasadzie chyba nie chciała przeżyć. Nawet nie wiecie, jak bardzo chciałabym Wam powiedzieć choć trochę, o co tutaj chodzi, ale nie chce zepsuć Wam frajdy z czytania tej pozycji.

Pióro autorki jak zawsze na najwyższym poziomie. Pełne humoru, riposty i młodzieżowego slangu. Swoją drogą bardzo czekam, aż Marta Kisiel użyje w swojej książce chociażby słów popularnych w tamtym roku, jak „jesieniara” czy „eluwinia”. Idealnie by pasowały do postaci, jakie są w jej książkach!

Minus jest jeden, ale bardzo mały i w sumie mocno osobisty. Wiem, że Marta Kisiel jest fanką gry World of Warcraft, którą jak wiecie jestem i ja. Problem w tym, że autorka jest po drugiej stronie barykady i jej bohaterowie, którzy w „Nomen Omen” grają właśnie w WoWa, też są po stronie Hordy. Nieeeeee, #*****hordę. For the Alliance.
Niemniej miło było czytać nazwy instancji i rajdów, które zna się na pamięć i podniecenie, jakie przejawiali bohaterowie podczas grania.

„Nomen Omen” to kolejna książka Marty Kisiel, która sprawiła mi ogromną radość podczas czytania. Historia Salki, która zaczęła się dość niewinnie, aby skończyć się z przytupem to coś, czego w zasadzie oczekiwałam. Drugi tom „Cyklu Wrocławskiego” moim zdaniem jest zdecydowanie lepszy, niż pierwszy. Idę teraz czytać „Płacz”, czyli ostatnią część.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com