Lekkie wyciszenie?
Po czterech miesiącach od opinii pierwszego tomu „Generacji K” zdecydowałam się sięgnąć po kolejny i dowiedzieć się, co dalej z naszymi bohaterami, których organizmy są w stanie przetrwać światowego wirusa. Swoją drogą... teraz, czytając tak ten tom i myśląc o wirusach stwierdzam, że Marine Carteron i wydawnictwo Wytwórnia, dzięki któremu ukazały się te książki w Polsce trafili w dziesiątkę z tematyką.
Kiedyś Kasandra sądziła, że jej zdolność jest unikatowa. Szybko okazało się, że dziewczyna nie jest jedyną posiadaczką sześciu chromosomów. Mina, będąca jej najlepszą przyjaciółką i służącą także okazuje się być obdarzona specjalnym genem. A skoro jest ich dwie, to zapewne gdzieś w świecie osób im podobnym jest jeszcze więcej.
Pewnego dnia dziewczyny poznają Georgesa, który dusi w sobie tajemniczą istotę.
Mogłoby się wydawać, że nasi bohaterowie będą mogli ukryć swoje umiejętności w otchłaniach organizmu i żyć całkiem normalnie.
Nie, kiedy świat spowija wirus, który przeżyć mogą tylko wybrani, a na całą trójkę polują potężni wrogowie, którzy chcą ich wykorzystać do własnych celów.
Mina, Kasandra i Georges może uratować tylko jedno – czwarty genofor, na którego poszukiwanie postanawiają się udać.
Nie wiedzą jednak, że oto nadszedł czas pobudki Pana.
Pana, który obudzony z długiego snu będzie bardzo zły.
Cieszę się, że odpoczęłam od pierwszego tomu, ponieważ za drugi zabrałam się z pełnią energii na poznanie dalszych przygód naszych bohaterów. A w drugim tomie dzieje się znacznie więcej! Myślałam, że pierwszy pokazał wiele, jednak dopiero tutaj Marine Carteron pokazuje, że ma pomysł na tę historię i zamierza go przedstawić Czytelnikom, ale ci muszą swoje wycierpieć, aby dotrzeć do końca.
Ale w sumie podoba mi się to.
W drugim tomie „Generacji K” okazuje się, że najbliżsi mogą nam wyrządzić największą krzywdę i nawet jeżeli w głębi serca kiedyś się jej spodziewaliśmy, to i tak będziemy zaskoczeni tym, że dzieje się ona naprawdę. Nie chcę tu pisać o kogo konkretnie chodzi, ponieważ to byłby spojler, a opis tej pozycji owiany się tajemnicą, także będziecie musieli sami sprawdzić.
Między tą fantastyczną i wartką akcją, a także sympatycznymi, skradającymi serce bohaterami mamy tutaj bardzo ważny przekaz, o którym pisałam już nie raz w opiniach. Dbajmy o naszą planetę, bo obudzimy się z ręką w nocniku, a wtedy będzie już za późno na ratunek. Autorka pokazuje świat owładnięty wirusem, który przeżyć mogą wybrani, a medycy walczą o szczepionkę. Co więcej, świat jakby tutaj specjalnie pogrążony był w pandemii, aby pozbyć się większości rodzaju ludzkiego. No cóż... czyżby wróżona nam była szybka zagłada? Sami będziemy sobie winni.
Nie wiem czy od razu sięgnę po trzecią część, czy znowu zrobię sobie przerwę. W zasadzie to rzadko kiedy zdarza się, żebym rzucała się na całą serię za jednym razem. No dobra, mam tak przy science fiction, ale to jest u mnie gatunek poza kolejnością. Niemniej jednak dwa pierwsze tomy „Generacji K” kupiły mnie i z chęcią dokończę trylogię, jednak nie wiem jeszcze kiedy.