Dej mi więcej.
Ja bym w tym miejscu chciała się zatrzymać i wyprosić autorkę książki (wiem, że to czytasz Emilia, zastosuj się), bo będę wyklinać.
JAK?
JA SIĘ PYTAM JAK KU%#A MOŻNA KOŃCZYĆ TAK KSIĄŻKĘ?
Ludzie kochani toż to jest największa zemsta za wszystkie grzechy.
Zabijcie mnie.
Może trafię do książkowego raju i będę miała wszystkie książki Emilii Szelest, nawet te których jeszcze nie wymyśliła.
A tak na serio... ja nie wiem jak autorka to zrobiła, że „Diabli Taniec” jest jeszcze lepszy od „Licho nie śpi”. Nie wiem! Nie mam pojęcia!
Już po pierwszym tomie cyklu „Bieszczadzkie demony” wiedziałam, że będzie to kozacka seria, ale drugi tom wyniósł ją na wyżyny. Nooooooo szczerze to Emilia Szelest postawiła sobie baaaardzo wysoko poprzeczkę i teraz będę wymagać więcej w kolejnych książkach spod jej pióra.
„Diabli taniec” to prawdziwe zaproszenie do tanga z diabłem. Kolejna sprawa kryminalna, w jaką wikła naszych bohaterów autorka, jest o wiele bardziej brutalna, niż poprzednia, a Magda z Damianem także są inaczej napisani, niż w „Licho nie śpi”.
Inaczej znaczy lepiej.
Emocje i namiętność między panią prokurator, a detektywem aż kipią z każdej strony książki. Nie będę Wam tu pisać czym to się kończy, bo musicie trochę pocierpieć (ale cierpieć dobrze czy źle?) sami, niemniej jednak jest ultra gorąco, jeżeli tylko wczujcie się w tę historię. Przerzucanie się ripostami między bohaterami jest czystą perfekcją i wiele razy miałam ogromny uśmiech na twarzy, kiedy mój wzrok sięgał dialogów między Damianem, a Magdą.
Miło spotkać starych znajomków, o których mieliśmy okazję czytać w poprzednich książkach Emilii Szelest. Spostrzegawcze oko szybko wyłapie powiązanie, oczywiście jeżeli czytaliście inne książki autorki. Jeżeli nie... to idźcie to nadrobić. Natychmiast.
„Diabli taniec” to książka, której potrzebowałam. Dostałam świetną sprawę dla detektywa, a także rozliczenie z przeszłością zarówno u Damiana, jak i Magdy. No i całą masę emocji i uderzeń ciepła. A jakbyście mi nie wierzyli to z ręką na sercu mogę napisać, że pisałam do autorki z włączonym CAPSLOCKIEM i rzucałam wulgaryzmami na prawo i lewo. Oto, co robią książki Emilii Szelest – sprawiają, że czytelnik staje się dziki. I tego Wam życzę podczas i po lekturze „Diablego tańca”.