A to ciekawe.
Choć na goodreads jedna z nowszych książek duetu Ward & Keeland ma naprawdę wysoką ocenę, słyszałam o niej raczej średnie opinie, a nawet, iż jest to jedna z najsłabszych książek autorek.
To jak w końcu jest naprawdę?
Mimo zerwanych zaręczyn przed samym ślubem, Hazel zdecydowała, że i tak odbędzie podróż poślubną, która była już od dawna opłacona. Szybko okazało się, że pech nie zamierzał odpuścić dziewczynie. Zaczęło się od złych warunków pogodowych, przez co loty zostały odwołane, a skończyło na koczowaniu w hotelowym lobby bez perspektyw na pokój hotelowy. Szczęście przypomniało sobie o Hazel, kiedy spotkała Milo Hookera, który tak naprawdę wcale nie było Milo Hookerem. Kiedy mężczyzna załatwił pokój hotelowy, Hazel stanęła koło niego i oznajmiła, że jest jego siostrą Madeline Hooker. I tak powstała historia rodzeństwa, które nie potrafiło się ze sobą rozstać, nawet kiedy największa śnieżyca minęła. Milo i Maddie zwiedzali różne miejsca, kupując pamiątki i robiąc zdjęcia. Podczas tych kilku dni, które spędzili ze sobą nie poznali swoich prawdziwych imion.
A gdy przyszedł czas rozłąki, nie wiedzieli, że los już dawno stwierdził, że jeszcze kiedyś się spotkają.
„Najpiękniejsza Pamiątka” nie jest moją ulubioną książką od tego duetu. No niestety, ale byle jakie pisanie Keeland, na które jestem wyczulona jawi się tu na każdym kroku i odnoszę wrażenie, że Penelope Ward w tej książce ma mniejszość.
Z początku, czyli podczas lektury pierwszej części książki byłam zaciekawiona, chociaż połowę tekstu już wtedy miałam ochotę wyrzucić z tej historii. A kiedy nastąpiła druga część i okazało się, że ta opowieść jest jeszcze bardziej wydłużona, zaczęłam się wyjątkowo nudzić. Nie weszłam w tę historię od pierwszych stron... w sumie to nie wciągnęłam się w nią wcale.
O wiele bardziej podobali mi się Maddie i Milo, niż ich prawdziwe odpowiedniki, czyli Matteo i Hazel. Kiedy Maddie i Milo byli naprawdę sympatyczni i ciekawi, tak Hazel i Matteo są bezbarwni i po prostu nudni. Nie rozumiem, dlaczego autorki wydłużyły tę historię, bo odniosłam wrażenie, że jest ona napisana „na siłę”. Gdyby usunąć tak ze 150 stron z „Najpiękniejszej Pamiątki” wtedy ta książka miałaby o wiele lepszy odbiór (piszę tu o sobie).
Oj słabe to było. „Najpiękniejsza Pamiątka” to przeciętniak, którego nie polecę. Wiem, że obie autorki mają swoich fanów w Polsce i ja także należę do grona czytelników Penelope Ward, ale tutaj nie jestem w stanie wskazać choćby jednego powodu, dla którego ta książka jest warta przeczytania.
Z braku laku, można po nią sięgnąć. Ale jeżeli chcielibyście przeczytać ten duet i się nie zawieść na starcie to zdecydowanie polecam „Sprośne listy”, które póki co są dla mnie jedną z lepszych książek pisanych przez Ward i Keeland wspólnie.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Editio Red.
A gdy przyszedł czas rozłąki, nie wiedzieli, że los już dawno stwierdził, że jeszcze kiedyś się spotkają.
„Najpiękniejsza Pamiątka” nie jest moją ulubioną książką od tego duetu. No niestety, ale byle jakie pisanie Keeland, na które jestem wyczulona jawi się tu na każdym kroku i odnoszę wrażenie, że Penelope Ward w tej książce ma mniejszość.
Z początku, czyli podczas lektury pierwszej części książki byłam zaciekawiona, chociaż połowę tekstu już wtedy miałam ochotę wyrzucić z tej historii. A kiedy nastąpiła druga część i okazało się, że ta opowieść jest jeszcze bardziej wydłużona, zaczęłam się wyjątkowo nudzić. Nie weszłam w tę historię od pierwszych stron... w sumie to nie wciągnęłam się w nią wcale.
O wiele bardziej podobali mi się Maddie i Milo, niż ich prawdziwe odpowiedniki, czyli Matteo i Hazel. Kiedy Maddie i Milo byli naprawdę sympatyczni i ciekawi, tak Hazel i Matteo są bezbarwni i po prostu nudni. Nie rozumiem, dlaczego autorki wydłużyły tę historię, bo odniosłam wrażenie, że jest ona napisana „na siłę”. Gdyby usunąć tak ze 150 stron z „Najpiękniejszej Pamiątki” wtedy ta książka miałaby o wiele lepszy odbiór (piszę tu o sobie).
Oj słabe to było. „Najpiękniejsza Pamiątka” to przeciętniak, którego nie polecę. Wiem, że obie autorki mają swoich fanów w Polsce i ja także należę do grona czytelników Penelope Ward, ale tutaj nie jestem w stanie wskazać choćby jednego powodu, dla którego ta książka jest warta przeczytania.
Z braku laku, można po nią sięgnąć. Ale jeżeli chcielibyście przeczytać ten duet i się nie zawieść na starcie to zdecydowanie polecam „Sprośne listy”, które póki co są dla mnie jedną z lepszych książek pisanych przez Ward i Keeland wspólnie.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu Editio Red.