Nigdy więcej.
Cóż. Wcale nie tak dawno temu, bo trzy lata temu miałam okazję przeczytać książkę „Woła mnie ciemność” autorstwa Agaty Suchockiej, która bardzo mi się podobała. Pamiętając tamtą pozycję, zdecydowałam się sięgnąć po „Underground”, które miało być ambitne i innowacyjne.
Nie było... ani takie, ani takie, było... srakie, że tak to ujmę.
Z racji też, że nie mam ochoty roztrząsać za długo tej książki, będzie to pierwszy raz, jak wkleję opis wydawcy w akapicie poniżej, a potem ocenię to, co otrzymałam w tej pozycji.
„Odrażający, brudni, źli. Piękni, ponętni, szaleni. Zagubieni, załamani, straceni. Tacy właśnie są bywalcy undergroundu. Za dnia studenci, pracownicy korporacji, dzieci z dobrych domów, dziedzice majątków, nocami w sekretnych klubach otwartych tylko dla wtajemniczonych, odziani w skóry, lateks i ćwieki, upojeni alkoholem i narkotykami, tańczą swoje dzikie, orgiastyczne pogo. Wśród nich jest psychotyczna Marla, która nie wie, kiedy zboczyła ze ścieżki normalnego życia i wpadła w bagno. Otacza się podobnymi sobie szajbusami, przypominającymi postaci z kreskówek, a może raczej z horrorów. Czy uda jej się wydostać? Czy będzie potrafiła zbudować choćby w miarę normalne relacje z trzema zainteresowanymi nią mężczyznami? Czasem trzeba kompletnie się zgubić, żeby się odnaleźć.”(opis od wydawcy)
Nie lubię pisać negatywnych opinii, bo z reguły próbuję wybrać książki, które mi, samej się podobały i wolałabym Wam polecić kolejną pozycję do listy wstydu. Niemniej jednak, skoro zaryzykowałam i wzięłam „Underground” już teraz mogę Wam napisać, że tej książki czytać zwyczajnie nie warto.
Jeżeli to jest ambitniejsza lektura, w której autorka używa słów (nazwijmy to umownie) nietypowych dla naszego codziennego języka, to stwierdzam, że wolę czytać encyklopedię, bo przynajmniej będzie ciekawsza, a przede wszystkim napisana w dobrym tonie.
Cały pomysł wypaczonego klubu „Underground” miał sens. Cały klimat tego klubu także w tej książce jest odczuwalny. Niemniej jednak, cała reszta to kiszka. I to tak... delikatnie określając, bo kiedy piszę tę opinię świeżo po skończeniu książki, cisną mi się niecenzuralne słowa na usta i NAPRAWDĘ żałuję, że poświęciłam na nią swój czas.
Czy pisałam się na gwałty? Nie.
Czy pisałam się na zdemoralizowanego księdza? Nie.
Czy pisałam się na wyzwiska w stronę osób homoseksualnych? Też nie.
Żadnej z tych rzeczy NIE MA w opisie książki, którą proponuje nam wydawca. A każda z nich pojawia się w książce i żadna nie niesie konsekwencji.
Po opisie sądziłam, że będzie to coś ciekawego. Coś, co wciągnie mnie, a czytanie sprawi mi przyjemność. Męczyłam się przez całą książkę. Mężczyźni w tej pozycji są w zasadzie tłem, a główna bohaterka to egoistyczna kobieta, która myśli, że jest pępkiem świata, a przy okazji chciałaby w każdej możliwej okazji rozkładać nogi.
„Underground” to książka niesmaczna, niestosowana, nieodpowiednia. Nie kupuję tej historii, co więcej obrzydzała mnie ona na każdym kroku. Przebrnęłam przez nią tylko i wyłącznie dla Was, aby móc oszczędzić Wasz czas na czytanie tej lektury, która być może jest i fikcją literacką, ale nie oznacza to, że nie wypacza nas i nie sprawia, że stajemy się obojętni na niektóre sprawy. I być może napiszecie mi w komentarzach, że przesadzam... okej. Może faktycznie tak jest, nie przeczę, ale na litość niech na starcie będzie napisane, że książka ma motywy, które mogą wzburzać czytelnika, jak to jest u Tillie Cole chociażby. Bo w tej pozycji sam opis nic nie mówi o tym, z czym mamy się spotkać. „Underground” zdecydowanie NIE polecam.
Za książkę dziękuję wydawnictwu MUZA.