[Manga, też książka] „No Game No Life: Zero” | Yuu Kamiya


Opowiem Wam historię.

Anime „No Game No Life” znalazłam zupełnie przypadkiem. Kiedy wkroczyłam w ten niezwykle barwny świat, w którym gry komputerowe odgrywały najważniejszą rolę, jako gracz wiedziałam, że będę chciała przeczytać mangę pokazującą rozszerzoną wersję tej historii. 
„No Game No Life: Zero” to swoisty prequel do serii, która dopiero powstaje. 

FABUŁA

6000 lat wstecz Disboard nie wyglądał tak, jak teraz. Świat pogrążony był w wojennym chaosie, w którym co chwilę padał kolejny trup. W ruinach mimo wielu poległych ciągle rywalizowały ze sobą krasnoludy, elfy, flugele i smoki, aby móc dominować w świecie. Jednak poza nimi ostała się także garstka ludzi, którzy pragnęli wydostać się z końca łańcucha pokarmowego i rozpocząć władanie w Disboard. Riku, będący młodym mężczyzną i liderem tej małej ludzkiej garstki pewnego dnia, po stracie kolejnego człowieka ze swojej osady spotyka ex-machinę, której imię brzmi Shuvi. Shuvi nie jest tak, jak inne ex-machiny. Przez swoje niezgodności z systemem i zainteresowanie ludzkim sercem została wykluczona ze swojej społeczności. Chcąc, nie chcąc Riku zawiązuje z Shuvi pakt, który rozpoczyna ich wspólną przygodę. Pakt, który rozpoczyna także niespotykane uczucie. 
Pakt, który pomoże Riku i ludziom zdobyć dominację nad światem Disboard. 

OPRAWA GRAFICZNA

„No Game No Life: Zero” to w pełni kolorowa manga. Choć słowo kolorowa nie oddaje tego, jak ta historia wygląda. Manga utrzymana jest w ciemnych barwach. Daleko jej do kolorów, które znamy z anime teraźniejszego „No Game No Life”, czy kolorowych wkładek, jakie posiada manga o tym tytule. Niemniej jednak miło było czytać mangę w pełni kolorową. Warto wspomnieć, że ta historia to kadry z filmu o tym samym tytule. Zatem jeżeli chcielibyście wrócić do świata Disboard, czytając go, to ten tomik skierowany jest właśnie do Was. 


OPINIA OGÓLNA

„No Game No Life: Zero” to świetny dodatek do historii Sory i Shiro. Prequel opowiada nam o powstaniu świata Disboard i wszystkich reguł, które spotykamy wraz z bohaterami pierwotnej historii. W dodatku kadry prosto z filmu sprawiają, że wiele scen jest pokazanych bardziej dynamicznie, niż byłaby w stanie zrobić to klasyczna manga. Bardzo podobało mi się przejście między ludźmi będącymi zaledwie pyłkiem w większej sprawie, do liderów całej akcji. 
Spotkanie Riku i Shuvi, a także zmieniające się zachowanie wraz z rozwojem tej drugiej sprawiło, że poczułam sympatię do tej bohaterki. Przy okazji miło było zobaczyć „starych”, dobrze znanych bohaterów, którzy także epizodycznie pojawiają się w tej historii. „No Game No Life: Zero” to pozycja, którą warto przeczytać, jeżeli jesteś fanem całej serii. Jeżeli jeszcze nie miałeś okazji spotkać się z tym światem to polecałabym jednak sięgnąć po klasyczne „No Game No Life”.

Za tomik dziękuję wydawnictwu Waneko.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com