„Devlin” - Jennifer L. Armentrout


Tak długo na Ciebie czekałam!

Pisałam wielokrotnie, że Devlin skradł moje serce już w „Lucyferze”. Kiedy tylko skończyłam „Gabriela” od razu sięgnęłam po ostatni tom serii „De Vincent” opowiadający o najstarszym z braci. Tak długo na niego czekałam i wiecie co? Warto było!

Devlin de Vincent, najstarszy i najbardziej milczący brat z trójki de Vincent. Mężczyzna, który spojrzeniem potrafi wyrazić więcej, niż słowami. Mężczyzna, którego nikt tak naprawdę dobrze nie zna. Mężczyzna, którego Rosie Herpin spotyka na cmentarzu, kiedy składa kwiaty na jednym z grobów. Ich pierwsze spotkanie, choć w miejscu niezbyt nastrojowym na flirty, okazuje się budzić wzajemną ciekawość tej dwójki do siebie. 
Fakt, że zamach na najlepszą przyjaciółkę Rosie ma związek z de Vincentami podsyca chęć poznania Diabła, który jest spadkobiercą rodzinnej klątwy. 
Rosie chce odkryć każdy, nawet najbardziej brudny sekret, jaki Devlin kryje w sobie.
Deviln zaś, chce od Herpin tylko jednego – jej samej.

Oj taaaak. „Devlin” to najlepsza część całej serii „De Vincent”. To, co Jennifer L'Armentrout zrobiła w ostatnim tomie przeszło moje najśmielsze oczekiwania. I uwierzcie mi, wątek miłosny Diabła i Rosie to nic, w porównaniu do tego, co dzieje się z fabułą. 

Devlin to najbardziej mroczna postać w całej serii. Najstarszy z de Vincent jest milczący i skryty w sobie, a jego przenikliwy wzrok odstrasza ludzi. Przyznam szczerze, że zarówno polska, jak i zagraniczna okładka nie oddają postaci Devilina, którą mamy w książce, ale nie wymagajmy za wiele, bo nie o okładkę tutaj chodzi. 

Jennifer L'Armentrout w ostatniej części swojej serii zamieszała tak, że kilka razy zdarzyło mi się przecierać oczy ze zdumienia. Nie mogę Wam napisać, co konkretnie się tam działo, bo wiadomo – spojler alert, ale możecie mi wierzyć na słowo: Jest naprawdę ostro. 
Autorka nie tylko odpowiedziała na wszystkie pytania, które wisiały w powietrzu, ale też zadała nowe, aby i na nie odpowiedzieć pod koniec książki. I muszę przyznać, że kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju spraw, jakie dostałam. 

Bardzo podoba mi się kontrast, jaki autorka zrobiła między głównymi bohaterami. Devlin to niedostępna dusza, a Rosie jest otwarta, pomocna i szalona. Choć dziewczyna musi wiele razy otwierać de Vincenta, aby ten w końcu odwzajemnił jej zainteresowanie nie poddaje się i próbuje. 
Jej upór sprawia, że Devlin zaczyna rozumieć, iż znalazł kobietę, która idealnie pasuje do niego. 

„Devlin” to najlepszy tom serii „De Vincent”, co mnie wcale nie dziwi, bo dokładnie tak przewidywałam, kiedy sięgałam po „Lucyfera”. Muszę przyznać, że książkę wciągnęłam (dosłownie) w kilka godzin i z bólem serca rozstawałam się z tymi bohaterami. Czy wrócę do tej serii? Myślę, że kiedyś tak, ale jedynie do historii Devlina. 

Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu FILIA.

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com