Każda ma odnogi.
„Była sobie rzeka” to pozycja, która dość długo czekała na przeczytanie. Nie miałam nastroju na klimat, który jest w tej książce, ale kiedy w końcu nadszedł przeczytałam tę pozycję w półtora dnia. I muszę przyznać, że warto było czekać, aż poczuję prawdziwą chęć do sięgnięcia po tę książkę.
Była zima, kiedy w gospodzie nad Tamizą stali bywalcy opowiadali sobie niestworzone historie. Nikt nie spodziewał się mężczyzny, który wszedł do gospody z martwą dziewczynką na rękach prosząc o pomoc. Choć wszyscy widzieli, że dziewczynka jest martwa, godzinę później zaczęła ponownie oddychać. W mieścinie zapanowało poruszenie. Mieszkańcy nie wiedzieli czy mieli okazję być świadkami cudu, czy może to jakieś czary. Kiedy wszyscy prześcigają się w teoriach, na temat ożywieńca, dziewczynka okazuje się być niema i nie może odpowiedzieć na pytania, które nurtują całą mieścinę.
Trzy rodziny wyrażają chęć, aby adoptować dziewczynkę. Zamożna para wierzy, że dziewczynka jest ich córką, która zginęła dwa lata wcześniej. Rodzina rolników uważa, że odnaleźli wnuczkę, a skromna gospodyni na plebanii widzi w dziewczynce młodszą siostrę.
Do kogo w końcu trafi niemowa?
A przede wszystkim kim tak naprawdę ona jest?
„Była sobie rzeka” to fenomenalna książka! Dawno nie czytałam tak misternie uplecionej fabuły, której wielowymiarowość czuć na każdej stronie. Diana Setterfield prowadzi nas przez fabułę tak, jak mówi tytuł – przez rzekę, której odnogi są historiami osób chętnych do wzięcia niemowy pod swój dach. Każda z tych osób, ma całkiem przekonującą opowieść, w której zawsze jest ziarno prawdy.
Diane Setterfield pisze naprawdę pięknym językiem. „Była sobie rzeka” cechuje się delikatnością, powolnym wprowadzeniem do fabuły, a przede wszystkim emocjami, które wraz z kolejnymi częściami książki zmieniają się, idą w głąb historii.
Faktem jest, że nie przepadam za pozycjami, które wolno się rozwijają, ale tu, w „Była sobie rzeka”, każdy rozdział był przyjemnością.
Autorka z dbałością o szczegóły opisała bohaterów oraz ich myślenie, a także otoczenie, którego opisy sprawiają, że czułam się w samym środku fabuły.
„Była sobie rzeka” to książka, której nie można zaliczyć do jednego gatunku. Czasami jest to psychologiczna pozycja, innym razem thriller, bądź kryminał, a czasami to bardzo dobra obyczajowa lektura. Tytułowa rzeka jest tutaj obserwatorem wszystkich wydarzeń, jakie mają miejsce w fabule. Jest też ideą, która ma w sobie dużo prawdy. Nasze życie jest jak rzeka. Kiedy się rodzimy płynie prosto, jednak każda decyzja, jaką podejmujemy za życia tworzy odnogę, która może mieć połączenie z inną rzeką. Mimo to, jak byśmy jej nie rozbudowali i tak skończymy w morzu.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Albatros.