Science- fiction, które wciąga.
Chociaż jestem fanem gatunku, to jestem też niesamowicie wybredna, jeżeli rozmawiamy o sci-fi.
Daniel Arenson to jedno ze znanych nazwisk w świecie science – fiction, a także autor bestsellerowy. „Wschód Ziemi” to seria, która składa się z dziewięciu tomów, a w tym roku wydawnictwo Niezwykłe zaserwowało nam ucztę z tomem drugim.
Szeregowy Marco Emery po udanej walce na Ziemi wraz ze swoimi przyjaciółmi i plutonem wyrusza w otchłanie galaktyki, aby dołączyć do elitarnego oddziału Dowództwa Ochrony Przestrzeni Kosmicznej na statku Miyari. Jednak, podczas lotu do docelowego miejsca statek otrzymuje wiadomość MAYDAY, która nadawana jest z planety Corpus, na której to wydobywany jest cenny surowiec, który napędza statki kosmiczne, a także ma inne zastosowania. Statek rusza na pomoc, bo znajduje się najbliżej kolonii górniczej, a gdy załoga Miyari schodzi na powierzchnię planety, szybko okazuje się, że nie ma na niej ani jednej żywej duszy, a na planecie, w ciemnych tunelach jest cała masa wijców, z którymi Marco i przyjaciele walczyli już raz na Ziemi.
Jednak te wijce, znacznie różnią się od tamtych, ziemskich.
Lubię takie science-fiction. Lubię, kiedy autorzy umieszczają fabułę w kosmosie, ale poza statkami kosmicznymi i przestrzenią kosmiczną dodają istoty obce w swoich książkach. Daniel Arenson posiada naprawdę bujną wyobraźnię, bowiem takich nierzadko nieludzkich pomysłów, w „Ziemi w Ogniu” się nie spodziewałam. Zostałam zaskoczona, ale pozytywnie.
Postać Marco jest tutaj najważniejsza. Chłopak, który wcale nie chciał być żołnierzem. Chłopak, którego życie opierało się na książkach i czerpaniu radości z nich. Młody mężczyzna, który za swoim dowódcą pójdzie w walkę na śmierć i życie, byleby pomóc swoim.
„Ziemię w Ogniu” można określić, jako książkę dość przyziemną. Owszem, mamy tutaj całą masę dziwnych obiektów, czy postaci, ale generalnie jest to dość normalne. Nie ma tutaj zmyślnych nazw, broni, światów, a i wijce okazują się być całkiem normalne, jeżeli chodzi o wygląd.
Arenson dał się ponieść fantazji, ale nie zapomniał o prawdziwych realiach i całość przedstawia się naprawdę ciekawie.
Przyznam szczerze, że nie czytałam pierwszego tomu tej serii, ale szybko odnalazłam się w drugim, zatem mogę stwierdzić, że nie trzeba znać poprzedniej części, aby i tutaj wciągnąć się w świat, który stworzył dla nas autor. Można też, między wierszami dostrzec refleksje autora na temat wojny. Każda, jaka by ona nie była i tak sprawi, że ludzie uczestniczący w niej się zmienią.
Kiedy myślimy, że koniec akcji nadchodzi, okazuje się, że przygoda dopiero się zaczyna, a nasi bohaterowie ponownie wpadają w wir walki o życie, nie tylko swoje, ale też całej ludzkości.
Wijce bowiem są nie tylko złe dla kosmosu, ale też śmiertelne dla całej rasy ludzkiej. Chcą wykorzystać ludzi, jako inkubatory, które będą napędzać ich świat i wydawać tysiące młodych wijców.
„Ziemia w Ogniu” kupiła mnie swoją fabułą i normalnością, o której już pisałam. Chce nadrobić pierwszy tom i z niecierpliwością czekam na następne części tej serii. Daniel Arenson w swojej serii „Wschód Ziemi” dał mi to, czego oczekiwałam od lekkiego science-fiction. Jeżeli lubicie ten gatunek, ale chcecie trochę odpocząć od ciężkich książek z tych rejonów to „Ziemia w Ogniu” jest książką dla was.
Za egzemplarz dziękuję