Okiem na ekran: „Parasite”


Zasłużony Oskar?


Jakby mnie ktoś kiedyś zapytał, czy zamierzam oglądać „Parasite” to bym go wyśmiała. Poważnie. Lubię filmy produkowane w Azji, a szczególnie anime, jednak plakat tej produkcji nie przyciągnął mojego wzroku, a zaczynając od początku dowiedziałam się o nim dopiero, kiedy pojawiły się nominacje do Oskara. Sami wiecie, że jestem mocno nie w tematach filmowych, głównie przez to, że poświęcam czas na książki. 

Wszystko się zmieniło, kiedy zobaczyłam trailer tego filmu. Poczułam chęć oglądnięcia, ale nie była ona na tyle mocna, żebym rzuciła wszystko, co robiłam i od razu pobiegła do kina. Kiedy jednak „Parasite” otrzymało Oskara stwierdziłam, że chyba w końcu trzeba nadrobić, skoro i tak ten film za mną chodził. 


Muszę przyznać, że gdybym nie znała wcześniej azjatyckiego kina, byłabym nieco zgubiona w tym, co się w „Parasite” działo. Nie chcę Wam tu opisywać filmu, bo cały pic polega na tym, że każdy powinien go samo oglądnąć i dość do własnych wniosków, ale DOBRZE opisać ten film jest sprawą niebywale trudną. 

Pewna bezrobotna, za to kochająca się rodzina, żyje w najpaskudniejszej dzielnicy miasta, w której jedyną atrakcją są pijani mężczyźni oddający na ulicy mocz. Wprawdzie członkowie tej rodziny mają dorywczą pracę, jaką jest składanie pudełek do pizzy, ale jest to robota, która nie przynosi zbyt dużo pieniędzy. Pewnego dnia szczęście odwraca się do nich, a syn, który kilkukrotnie oblał egzaminy na studia, z polecenia kolegi dostaje się na rozmowę kwalifikacyjną, aby móc udzielać prywatnych korepetycji z angielskiego, dziewczynie z bogatego domu. Tym oto sposobem trafia do zamożnej rodziny Parków. Szybko okazuje się, że pomocy potrzebuję także syn Parków, a Ki-woo, czyli nasz korepetytor postanawia wprowadzić do tej roli swoją siostrę. Za siostrą zaś do listy płac Parków dochodzi matka i ojciec Ki-woo. 


Mogłoby się wydawać, że ten film będzie o jednym wielkim przekręcie i wyłudzeniu pieniędzy od bogatych, na rzecz biednych, ale wcale tak nie jest. Fakt, Ki-woo razem ze swoją rodziną nie chcą zdradzić swojej znajomości i tego, że są spokrewnieni, ale kasa i lepszy byt to tylko jedno, do czego w tym filmie Bong Joon-Ho dążył. 

Świetnie pokazana została różnica w społeczeństwie na podstawie grubości portfela. Kiedy biedni myślą o dachu nad głową i jedzeniu ciepłego posiłku, bogaci zastanawiają się, jaki samochód sobie kupić i gdzie pojechać na wakacje. W dodatku mimo że Parkowie zatrudniają Ki-woo i jego rodzinę, kiedy ci nie słyszą, Parkowie nie przebierają w słowach, aby może nie tyle co obrazić swoich pracowników, co pokazać przed samym sobą, że są lepsi od nich. 

W „Parasite” mamy całą masę kontrastów. Parkowie, jako idealne małżeństwo, któremu nie można nic zarzucić i Kimowie, którzy choć kochają się i trzymają się razem, to bieda czasami ich od siebie oddala. Kiedy deszcz zalewa piwniczne mieszkanie Kimów, Parkowie patrząc za okno cieszą się, że jutro wyjdzie słońce, a przy okazji nie będzie trzeba podlewać ogródka przed domem. 
Gdy Parkowie wyjeżdżają na piknik, Kimowie w ich domu urządzają sobie porządną kolację, a kiedy sprawy przybierają nieciekawą barwę, pracownicy chowają się w domu swoich pracodawców, niczym pchły i czekają na sposobność do ucieczki. Czy żebrak może stać się bogaczem? Może, ale czy mając pieniądze dalej nie będzie czuł się, jak pchła?


„Parasite” żongluje metaforami, niepokojami i właśnie kontrastami. Podczas oglądania miałam wrażenie, że Joon-Ho Bong bawi się ze mną, pokazując mi na ekranie zwroty akcji, których normalnie bym się nie spodziewała. Co ciekawe fabuła całego filmu dzieje się w 90% w jednym domu, domu Parków. I mimo że ciągle oglądamy te same wnętrza, to ani trochę nie wieje to nudą, bo nie wiemy, czego możemy się spodziewać w każdej kolejnej sekundzie filmu. A zakończenie, jakie „Parasite” nam sponsoruje zostawiło mnie w głębokim szoku i pierwsze słowa jakie przyszły mi na myśl po skończonym seansie brzmiały: „Popieprzone, ale zajebiste”. 
Poważnie. Nie żartuję. 
Niemniej dalej twierdzę, że w tym filmie można się pogubić, ale można się też szybko w nim odnaleźć. Dawno nie widziałam takiej „zabawy” na ekranie, która wywołuje w widzu dziwne myśli. W związku z tym z czystym sercem uważam, że Oskar dla „Parasite” jest zasłużony. 

Zdjęcia pochodzą z serwisu IMDb

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com