Może troszkę fantastyki?
Pamiętam, że próbowałam czytać „The Darkest Star” od tej autorki przy premierze zagranicznej i nie dałam rady przebrnąć przez pierwsze rozdziały. Było to tak złym angielskim napisane, że głowa mała. Obiecałam sobie, że nie będę więcej sięgać po Armentrout, ale jakoś tak wyszło, że seria Covenant w końcu kupiła mnie swoimi okładkami i zdecydowałam się po nią sięgnąć.
Siedemnastoletnia Alexandria jest półkrwistą. Jej matka była Hematoi, czyli czystokrwistą, ojciec zaś śmiertelnikiem. Dziewczyna razem z matką uciekła ze szkoły Przymierza, aby żyć wśród ludzi. Przyszedł jednak dzień, kiedy Alex potrzebowała pomocy i to właśnie wtedy Przymierze ją znalazło. Niestety jej matka nie miała tyle szczęścia w ataku daimiona i Alex musiała pożegnać się z nią, nawet nie wyprawiając jej pogrzebu.
Dziewczyna po latach wraca do szkoły Przymierza, gdzie na półkrwistych czekają dwie ścieżki do wyboru; albo zostają służącymi, bez własnej woli, albo szkolą się na protektorów, którzy zabijają daimiony.
Po długiej rozmowie, w której bierze udział wiele członków, Alex zostaje przydzielona do Aidena – protektora, który razem z nią ma nadgonić wszystkie jej tyłu, aby mogła wrócić do szkoły.
Alex wdzięczna losowi zaczyna mordercze treningi, jednak dziewczyna wychodzi z założenia, że „zasady są po to, aby je łamać” i więcej z nią problemów, niż każdy by mógł przypuszczać.
Już na samym początku muszę napisać, że tłumacz odwalił tutaj kawał dobrej roboty. „Dwa światy” da się czytać, bez zmęczenia, a co więcej książkę tę „łyknęłam” w jeden dzień w zaledwie trzy godziny.
Nie nazwałabym jednak (jak napisałam na początku) „Dwóch Światów” książką z gatunku fantasy. Jest to raczej YA z elementami nadprzyrodzonymi.
Mamy tu półkrwistych i czystokrwistych, a także potwory zwane „daimionami”, które posilają się eterem, czyli piątym żywiołem, będącym we wcześniej wspominanych kwistych.
Główna bohaterka, Alexandria zgubiła swój mózg dawno temu. Chyba jeszcze nie miałam okazji spotkać się z tak wybitnie tępą postacią, która najpierw robi, a potem myśli. A przepraszam, w sumie to nie myśli, bo nie posiada mózgu. Tragedia. Alex irytowała mnie całą książkę swoją tępotą, ale mam nadzieję, że w drugim tomie autorka stwierdzi, iż przydałby się chociaż jakiś mały ułamek mózgu dla Alex i zwyczajnie jej go da. Nie wiem, przez nos, czy przez ucho. W sumie to mnie to nie interesuje.
Dwójka ciekawych bohaterów, którzy są przeciwieństwami i, którzy oboje mają chętkę na Alex, czyli Seth i Aiden to wątek, który ciekawił mnie najbardziej z całej książki. Aiden jest czystokrwistym, zatem związek jego i Alex nie ma racji bytu, bo prawo zakazuje związków czysto-, z półkrwistymi. Seth zaś to bohater, którego w pierwszym tomie dobrze nie mamy okazji poznać, ale z tego co już przeczytałam, wydaje się być całkiem ciekawy. Mam nadzieję, że autorka w kolejnych tomach jakoś składnie połączy tych bohaterów, a nie zrobi tandetnego trójkąta, w którym Alex będzie grała pępek świata ( w sumie już nim jest ).
Mało w tym tomie wątku daimionów. Akcja skupia się na rozterkach Alex i poszukiwaniu zemsty, która też nie jest zbytnio wybitna. Nie ukrywam, że jestem zaciekawiona potworami, z którymi walczą nasi bohaterowie i Przymierze, ale póki co, nie została pokazana nawet struktura daimionów. A szkoda.
„Dwa Światy” uważam za „guilty pleasure”. Potrzebowałam książki na typowe odmóżdżenie, bo przez ostatnie kilka lektur musiałam być bardziej skupiona i nie ukrywam, że sięgając po tę historię dostałam to, czego akurat potrzebowałam. Co więcej, wciągnęłam się na tyle, że nie zamierzam odkładać kolejnych tomów, tylko chce wszystkie cztery przeczytać za jednym zamachem.
Mam tylko nadzieję, że Jennifer L. Armentrout w końcu odnajdzie mózg Alex i wręczy go jej z przeprosinami, bo to właśnie główna bohaterka jest dla mnie największym minusem całej książki.