Mogę już umierać?
Uwierzcie mi, chcielibyście zobaczyć moją minę, kiedy zobaczyłam okładkę do trzeciego tomu przygód mojej ulubionej złodziejki. A jeszcze bardziej chcielibyście zobaczyć moją minę, kiedy ebook wleciał na mój czytnik, a ja zgodnie z przyjętym prawem, iż „książkę na którą czekasz, czytasz jako pierwszą”, rzuciłam wszystko i usiadłam do tej uczty.
Uczty, która z każdą kolejną stroną zbliżała mnie do końca przygód o rudowłosej dziewczynie.
Uczty, której nie chciałam kończyć, a jednocześnie chciałam znać jej zakończenie.
A teraz... mogę iść umierać w samotności.
Michale, coś Ty narobił?
Ścieżki Alyn i jej przyjaciół, a także brata rozeszły się. Dziewczyna musi podążyć swoją drogą, aby osiągnąć cel, który sobie postawiła. Podczas podróży przez pustynię, Alyn zaczyna wątpić w powodzenie misji, jednak mimo wątpliwości, które są coraz większe, postanawia się nie poddać i wypełnić swoje zadanie. Podczas tułaczki spotyka Azalię i Dekforta, jej rodaków z Rowan. Złodziejka decyduje się na podróż do Pahaadu razem z dwójką nowych towarzyszy, aby tam zobaczyć, co wydarzy się dalej.
Toryn, bezpieczny w swoim schronieniu z towarzyszką, którą nazwał Burza stwierdza, że wystarczy siedzenia i patrzenia, jak choroba trawi jego ciało. Chłopak udaje się na poszukiwania Kai, która zaginęła.
Czy Alyn dowie się, jak zwalczyć chorobę, która żyje w jej bracie i w niej samej?
Czy cała trójka spotka się ponownie, aby opowiedzieć sobie o przygodach, które przeżyli?
A przede wszystkim, czy podróż do Makalu cokolwiek wyjaśni?
CO.TU.SIĘ.ZADZIAŁO?
Na wstępie muszę Was ostrzec, że będzie to nieco inna opinia, niż zazwyczaj pisze, bowiem pojawią się gify, które wprost idealnie pokazują, jak reagowałam, na wydarzenia, które działy się w tym tomie.
Zacznijmy więc tę zabawę.
Michał Kuszewski postanowił podzielić ostatni tom przygód o Alyn na trzy perspektywy.
Możemy czytać o Alyn, która przez Pustynię Nomadów wybiera się do Pahaadu.
Dowiedzieć się, co robi Toryn i dlaczego pisze listy do siostry zamiast szukać Kai.
A także podglądnąć Fel, która przebywając w pustynnej kolonii, razem z Ikke, musi przełykać rozgoryczenie i być posłuszna Reynauldowi.
To właśnie wokół tej trójki kręci się fabuła całej książki, której zwieńczenie zwala z nóg.
Wiecie co? Uwielbiam pisać tę część opinii. Tutaj, mogę bez cenzury określić, co sądzę o książce i udowodnić Wam, czy warto przeczytać daną lekturę, czy nie warto. Po przeczytaniu słowa „KONIEC”, które definitywnie (i ostatecznie) zakończyło przygody Alyn, siedziałam przez dobre kilka minut i patrzyłam w ścianę, nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Teraz, kiedy piszę tę opinię, myślę, CO mam napisać, a przede wszystkim, JAK mam to napisać, aby oddać choć trochę klimat tej historii i to, jaka jest świetna.
„Tchnienie Kaim” rozbudziło moją miłość do Alyn. Pokochałam tę dziewczynę, całym serduszkiem, za jej dobro, odwagę, stawianie siebie na ostatnim miejscu, a przede wszystkim za siłę. Wewnętrzną siłę, którą pokazywała na każdym kroku. „Płomienie Imoren” moją miłość do tej rudowłosej bohaterki podniosły o kilka poziomów wyżej, ale dopiero ostatni tom, czyli „Boginii Pahaadu” dowiodła, że nie chce się z tą dziewczyną już nigdy rozstać.
Z początku zaczęło się subtelnie. Szybka powtórka z poprzedniego tomu pozwoliła mi się odnaleźć w wydarzeniach, które Michał Kuszewski ciągnie dalej w trzeciej części. Już teraz, mogę Wam napisać, że gdy będziecie czytać tę serię, to czytajcie ją jednym ciągiem. Wyjdzie Wam to na lepsze, a i przygoda będzie trwała dłużej.
Z każdą kolejną stroną, przybywające procenty części przeczytanej sprawiły że, czułam na plecach dreszcze niepokoju.
A potem Michał spuścił bombę.
Bombę, która sprawiła, że miałam ochotę wyrzucić czytnik przez okno, pokazać mentalnego „faka” i powiedzieć „pierdole, dalej nie czytam”.
Znaczy... powiedziałam to i tak, nie musiałam mieć ochoty.
A jedyną rzeczą, jaką wysłałam autorowi było gif, który prezentuje Wam poniżej.
I tyle.
Oczywiście po chwili,
odobraziłam się i sięgnęłam po lekturę dalej, żeby chwilę
później mieć na twarzy wyraz „WTF?”, który z każdym kolejnym
zdaniem przerodził się w głośne „COOOOO?”.
A napis "KONIEC" wyrwał mi serce z piersi.
„Bogini Pahaadu” to najlepsza część przygód o Alyn. Mogę to napisać z ręka na sercu, jednym palcem na klawiaturze, gdybyście nie chcieli mi wierzyć. Michał Kuszewski rozpędzał maszynę epickości pomału, aby w ostatnim tomie zmiażdżyć czytelnika i nie podać mu pomocnej dłoni.
Umieram. Od północy, kiedy skończyłam tę książkę, umieram. Potrzebuje czwartego tomu, żeby uspokoić serce, które tęskni za Alyn.
Trzeci tom, to przygoda, której oczekiwałam, po zakończeniu poprzedniej części. Dynamiczne walki, które wybuchają w wyobraźni, podczas czytania, charyzmatyczni bohaterowie, którym kibicuje się od pierwszych stron i chce się z nimi zostać, jak najdłużej. Odrobina humoru i rozluźnienia, kiedy zło czai się na plecach i czeka, aby uderzyć i zabić. Wszystko to zamknięte w trzech wspaniałych tomach, które zabierają nas na jazdę bez trzymanki. Michał Kuszewski jest mistrzem w wyrywaniu serca Czytelnikowi.
Zapomnijcie o zwrocie.
Seria o Alyn to po prostu sztos.
Każde inne określenie będzie marną namiastką tego, co dzieje się w tych książkach i, jakie emocje one wywołują.
Ja jestem kupiona, a wiecie, że nie przepadam za polskim piórem, bo na odległość wyczuwam nudę i banalność. Tutaj tego nie ma, o czym przekonałam się w pierwszym tomie i zamknęłam na ostatnim. Jeżeli jeszcze nie czytaliście dwóch pierwszych tomów (nawet nie piszcie, że nie czytaliście) to nadróbcie to póki macie czas, bo trzeci tom jest już na horyzoncie.
Opinie poprzednich tomów:
Za egzemplarz do opinii dziękuję autorowi Michałowi Kuszewskiemu.