Na pewno ocalona?
Zabawny fakt jest taki, że czytałam tę książkę w tamtym roku, bo miałam przyjemność pisać do niej rekomendację. Niemniej, dziwnym trafem stało się tak, że zapomniałam napisać opinię do tego tomu i nie dodałam tej pozycji do lektur przeczytanych w 2020 roku. A skoro przypominałam sobie całą serię od nowa, to nic nie stanęło na przeszkodzie, aby czwartą część przeczytać po raz drugi.
Upewniłam się w fakcie, że „Ja, ocalona” jest najlepszym tomem całej serii.
Minęło dziesięć okrągłych lat od ostatnich wydarzeń, w których Wiktoria miała okazję uczestniczyć. Dziesięć lat, które zapowiadały się na prawdziwy raj z ukochanym, a okazały się... wielką pomyłką. Wiktoria będąc potępioną, nie może być anielicą, ale Gabriel wpadł na pomysł, aby zrobić z dziewczyny główną wychowankę przyszłych anielic. Tak oto Biankowska bierze udział w programie Top Angel. Jej rozstanie z Belethem nie należało do najłatwiejszych. Jej nie do końca diabeł udał się na poszukiwania jedynego dżina, jakiego zaświaty kiedykolwiek zapamiętały. Wiktoria korzystając z życia singielki w Niebie poznaje Uzjela, który każdego dnia zaczyna coraz bardziej zawracać jej w głowie.
Czy Wiktoria i Beleth to przeszłość?
Co z urlopem Lucyfera?
I najważniejsze: czy Azazel osiągnie swój cel?
Muszę przyznać, że przy „Ja, ocalona” bawiłam się naprawdę dobrze. Z początku miałam pewne wątpliwości, co do odgrzewanych kotletów, ale końcem końców Katarzyna Berenika Miszczuk pokazała, że dalej potrafi odnaleźć się w swojej historii, którą napisała przeszło dziesięć lat temu (zbieg okoliczności?).
Nie pytajcie mnie, co sądzę o Wiktorii. Nic nie sądzę, bo pomimo upływu czasu ta bohaterka dalej jest irytująca. No cóż...
Beleth wydoroślał, zrozumiał pewne rzeczy i przestał dokazywać z Azazelem tak, jak to miało miejsce w poprzednich tomach.
Zaś sam Azazel okazał się być znowu wielkim winnym/niewinnym i tym oto sposobem Wiktoria została jego kuratorem.
To, co dzieje się w czwartym tomie, poniekąd było zapowiedziane w trzecim. Tak samo, jak zakończenie czwartej części, buduje podwaliny pod piątą część. Muszę przyznać, że choć cała seria jest naprawdę przyjemną lekturą, to samej Wiktorii... dość. Wystarczy. Naprawdę.
Jak już wspominałam, jest to bohaterka, która irytuje przez całą powieść i przeszkadza w delektowaniu się udaną fabułą. Naprawdę nie przepadam za niedojrzałymi bohaterami w książkach, a Biankowska jest tego idealnym przykładem.
I to w zasadzie największy minus „Ja, ocalona”.
W ostatecznej (ale na pewno ostatecznej?) walce dzieje się naprawdę dużo! Swoją drogą, czytając ostatnie rozdziały miałam nieodzowne wrażenie, że gdzieś to już widziałam. I tak. Przypomniałam sobie, że jest to bardzo podobne do finału świetnego serialu „Supernatural”, który osobiście polecam! Nie, żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało, bo kiedy już olśniło mnie z podobizną, podczas finału bawiłam się jeszcze lepiej!
„Ja, ocalona” to naprawdę dobre zwieńczenie serii o byłej diablicy, niedoszłej anielicy, potępionej duszy i końcowo ocalonej. Historia jest wesoła, czyta się ją szybko, a czas z nią spędzony jest czasem przyjemnym. Poza jednym minusem, który jest oczywisty od pierwszego tomu, uważam że Katarzyna Berenika Miszczuk świetnie poradziła sobie z napisaniem „książki po latach” i odnowieniem serii. Nowa szata graficzna, jaką poczyniło wydawnictwo W.A.B. Także bardzo mi się podoba, a tym bardziej zadbanie o czytelników ze starymi okładkami i stworzenie dla nich, pasującej do reszty serii jest krokiem zasługującym na duże brawa.
Za książkę do opinii dziękuję wydawnictwu W.A.B.