Przepraszam, którędy na Księżyc?
Ostatnimi czasy coś tu dużo science-fiction u mnie, ale muszę Wam zapowiedzieć, że będzie jeszcze więcej, bo znowu wpadam w rytm czytania właśnie tego gatunku. Tym razem padło na „Ten cholerny Księżyc” autorstwa Algisa Budrysa.
Edward Hawks jest naukowcem. Mężczyzna od dawna prowadzi tajne badania dla amerykańskiej marynarki wojennej. W tych badaniach Hawksowi chodzi o zbliżenie się do tajemniczego obiektu, który został odnaleziony na naszym satelicie. Jednak, aby tego dokonać mężczyzna potrzebuje ochotnika, który nie będzie się bał śmierci na tysiąc sposobów. Po długich poszukiwaniach odpowiedniego człowieka, wybór pada na Ala Barkera, sportowego człowieka renesansu, który osiągał w życiu górskie szczyty, morskie głębiny i pobił większość możliwych rekordów. Barker jest człowiekiem nienasyconym na nowe odkrycia i po dłuższej chwili, kiedy to Hawks opowiada mu o jego pomyśle i misji, mężczyzna zgadza się na zostanie królikiem doświadczalnym naukowca.
Przenoszą się zatem do laboratorium, w którym Barker ma wskoczyć w skafander, aby następnie udać się na Księżyc i pomóc odkryć to, co jeszcze nie zostało odkryte.
Czy misja Hawksa, który pokłada nadzieje w Bakerze i swoim wynalazku się powiedzie?
Czy obiekt, który zabił wszystkich śmiałków w końcu zostanie zbadany przez ludzi?
A przede wszystkim, jak ta podróż wpłynie na Ala Barkera?
Muszę przyznać, że fabuła fabułą, ale to bohaterowie, którzy są w tej pozycji napędzają całą akcję do przodu.
Zaczynając od cynicznego, objętego obsesją na punkcie swojego pomysłu naukowca Edwarda Hawksa. Przez bojowo nastawionego i nieustraszonego Ala Barkera, który odważy się zrobić dosłownie wszystko, co przyniesie mu prawdziwą satysfakcję. Po famme fatale, jaką jest Claire Pack – kobieta Barkera. Relacje między tą trójką są ciekawie napisane i to właśnie one napędzają całą fabułę.
Nie byłabym sobą, gdybym nie odeszła trochę od książki i nie wtrąciła swoich przemyśleń. Muszę przyznać, że po tytule tej pozycji nie byłam nastawiona na taką historię. Ale to, że „Ten cholerny Księżyc” był nominowany do nagrody Hugo dał mi do myślenia i szybko stwierdziłam, że to nie może być ot takie sobie zwykłe science-fiction. Musi być tutaj drugie dno, które oczywiście szybko znalazłam.
W książce Algisa Budrysa możemy dostrzec refleksje na temat ludzkiego zachowania wobec czegoś, co jeszcze nie znamy. Barker nie wie, na co konkretnie się pisze, ale skoro poświęcił w życiu już tak wiele, to sądzi że jest też w stanie poświęcić swoje życie dla nauki i wykonać zdanie, którego nikt przed nim nie potrafił skończyć.
Zaś Hawks każdego dnia prowadzi bezwzględny nacisk na Barkera, aby ten mógł spełnić to, co obiecał i dowiedzieć się prawdy o nieznanym obiekcie. Oboje dążą do wykonania misji, nie bacząc na konsekwencje.
Książka ta została napisana pięćdziesiąt lat temu. Czy przetrwała próbę czasu? Nie.
Nie jest to wybiegająca mocno w przyszłość, niczym Star Warsy, czy nasz rodzimy Lem. Nie ma tu robotów, prędkości nadświetlnej, czy blasterów. Nie ma też mieczy świetlnych. Jest za to pokazana ludzka ciekawość i dążenie do osiągnięcia celu. Fanom klasycznego science-fiction ta pozycja powinna się spodobać. Jednak dla Czytelnika nie mającego za dużej styczności z tym gatunkiem 'Ten cholerny Księżyc” może się wydać nieco nużący. Zatem krótko pisząc, jeżeli lubicie gatunek to po tę pozycję warto sięgnąć. Jeżeli nie jesteście w klimatach science-fiction zaawansowani i nie wiecie z czym to się je, to tę pozycję możecie odpuścić.
Za egzemplarz dziękuję