Kto by nie chciał otrzymać w spadku pół domku na wyspie?
Penelope Ward jest dla mnie lepszą pisarką, niż Vi Keeland. Nie boję się do tego przyznać. Kiedy przy Vi Keeland dość często czuję wymuszany humor, tak u Ward wszystko jest naturalne do bólu. „Mieszkając z Wrogiem” zaczęłam czytać o 22, aby skończyć o 3 nad ranem. Dopiero potem zdecydowałam się na sen.
Pewnego dnia, wracając ze szkoły, w której nauczała Amelia złapała swojego chłopaka na zdradzie. Dziewczyna szybko zerwała znajomość z Adamem, a kilka dni później okazało się, że babcia dziewczyny zmarła. Amelii przypadł w udziale dom, który miała dzielić z Justinem – chłopakiem z sąsiedztwa, który dla babci Amelii był niczym wnuk. Problem w tym, że Justin z Amelią, kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, a aktualnie są największymi wrogami.
Dziewczyna przyjeżdża do Aquindeck, aby pomieszkać w domu babci, przypomnieć sobie stare dzieje i powspominać. A kiedy staje przed bliskim jej sercu domem okazuje się, że nie jest sama. Justin razem ze swoją dziewczyną Jade przyjechał tu pierwszy, aby skorzystać ze słońca i odpocząć. Między Jade, a Amelią związuje się przyjaźń. Dziewczyny chodzą razem na zakupy, zatrudniają się razem w jednym barze. Justin jest jednak chłodny i wrogo nastawiony do dziewczyny. Stara się ją namiętnie ignorować.
Amelia wiele razy próbuje zacząć rozmowę ze starym przyjacielem, aby wytłumaczyć mu swoje ówczesne działanie, które tak go zraniło. On jednak ma to głęboko w nosie i dalej woli być „tym pokrzywdzonym”.
Przyciągnie między nimi jest jednak zbyt duże, aby oboje mogli się mu oprzeć. Ich dwa różne światy zostają przewrócone do góry nogami, a wtedy tylko domek babci i pamięć o niej jest w stanie sprowadzić ich na dobrą drogę.
Jak już pisałam na wstępie, zdecydowanie bardziej wolę książki Penelope Ward, od Vi Keeland. „Mieszkając z Wrogiem” nieco odleżało na półce, ale musiałam mieć nastrój na tę książkę. A kiedy już go dostałam to cóż, sami widzicie. Pięć godzin i po lekturze. Naprawdę smutno było rozstawać się z Justinem i Amelią szczególnie, że autorka poprowadziła ich dalszą historię w sposób, który i bolał, i radował jednocześnie, ale byłam zadowolona, że kazałam tej książce czekać na swoją kolej.
Inaczej nie było by efektu WOW.
Podobało mi się to! Napiszę więcej! „Mieszkając z Wrogiem” jest lepszą książką Ward, niż najnowsze „Napij się i zadzwoń do mnie”. Muszę przyznać, że historii Justina i Amelii jest bardzo złożona i ciekawa. Autorka nie skupiła się tylko na spadku po babci i walczeniu o domek, ale pociągnęła historię dalej. Rozwinęła Amelię i Justina. Po wakacjach, które spędzili razem w tym domku mógłby być koniec ich historii, ale Ward zdecydowała się rozwinąć fabułę jeszcze o kilkanaście stron i choć zazwyczaj do takiego wydłużania podchodzę sceptycznie tutaj udało się to naprawdę przyzwoicie.
Bardzo podobała mi się relacja między bohaterami. To, że mimo iż byli dawnymi przyjaciółmi, którzy teraz są wrogami, ciągle ich do siebie ciągnęło, ale ze względu na dziewczynę Justina nie byli wredni i nie kombinowali za jej plecami. Co więcej, ich dogadywanie się od nowa, tłumaczenie swojego zachowania, było naprawdę wiarygodne i prawdziwe. Ja tam bym uwierzyła, gdyby ktoś mi opowiedział, dlaczego uciekł znienacka, jak uczyniła to Amelia.
Zawirowania ich losów po wakacjach były jeszcze lepsze, niż przed nimi i to pewnie dlatego stwierdziłam, że wolę się nie wyspać, ale książkę chce skończyć od razu. I tym sposobem „Mieszkając z Wrogiem” stało się dla mnie pozycją na kilka godzin.
Historia wciąga i pokazuje, że nie zawsze nienawiść musi prowadzić, do jeszcze większej nienawiści. Dodatkowo pokazuje, że miłość nie rdzewieje i końcem końców i tak wróci z podwojoną siłą, nawet jeżeli tego nie planujemy. Penelope Ward przekonała mnie tą pozycją. Mam nadzieję, że wydawnictwo EditioRed wyda „Mack Daddy”, bo na tę książkę czekam najbardziej na polskim rynku od tej autorki. Zanim zapytacie, nie, jeszcze jej nie czytałam i to pewnie właśnie dlatego tak na nią czekam. Coś czuję, że ta historia tez porwie mnie na całą noc. Jakby nie było „Mieszkając z Wrogiem” polecam Wam serdecznie.
Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu