„Jego Banan” - Penelope Bloom


Śmiejcie się z tytułu, póki możecie.

Bo jak zaczniecie czytać tę książkę to brzuch zacznie Was boleć od napadów śmiechu. 

„Jego Banan” zrobił na naszym rynku furorę od pojawiania się w zapowiedziach Wydawnictwa Albatros. I choć nie byłam przekonana do tej książki, czytając recenzję na GR, robiłam się coraz bardziej ciekawa. Nawet nie tyle, co „Banana”, co dalszych części tej serii. Kiedy przyszła do mnie książka, rzuciłam wszystko, co czytałam i zasiadłam (bez banana) do „Jego Banana”. 
Nie zdajecie sobie sprawy..., jaki wzrok miał Eryk, kiedy dusiłam się ze śmiechu czytając tę książkę. 

Natasha Flores to chodzący po ziemskiej planecie pech. Dziewczyna spóźnia się codziennie do pracy, a nawet jeżeli uda jej się wstać szybciej, to zbiegiem okoliczności nic nie będzie działać, jak należy, aby ułatwić jej punktualne przybycie do pracy. Jest jednak jedną z lepszych dziennikarek, dlatego szef jej agencji, ciągle przymyka oko na te spóźnienia, chociaż karci ją najgorszymi zlecaniami, których nikt inny nie chce. Tego dnia Natasha oczywiście spóźniona wpadła do pracy i od razu została wezwana do szefa. Szybko okazało się, że dziewczyna ma zostać stażystką „na niby” w jednej z większych firm w Nowym Yorku – Galleon Enterprises. 
Jej celem, nie jest usługiwanie szefowi i wypełnianie obowiązków stażysty, a zrobienie wywiadu detektywistycznego i złapanie „haków” na jednego brata bliźniaka, który prowadzi tę firmę – Bruce'a Chambersona. 
Dziewczyna choć nie chce, to nie ma wyjścia i godzi się na tę fuchę, a w dzień rozmów kwalifikacyjnych na stażystów dostaje ten staż natychmiastowo.
Wszystko za sprawą banana, który opisany leżał w lodówce i, którego głodna Natasha zaczęła jeść.
Zanim nie została złapana na swoim wybryku przez Bruce'a, do którego ów banan należał. 

Okej. 
Tytuł może odrzucać. 
W sumie to nie może. Po prostu odrzuca. Czy podczas patrzenia na tę okładkę odczuwacie więcej zażenowania, czy humoru?
Bo widzicie wszystko to, co czujecie ma się nijak do tego, jaka ta książka jest w środku.

Penelope Bloom zaskoczyła mnie swoim humorem. Muszę przyznać, żę w „Jego Bananie” są żarty lepsze, niż u znanych nam już Vi Keeland i Penelope Ward. To, jak Natasha z Brucem się do siebie odzywają i robią sobie na złość jest jednym z najbardziej komicznych wątków w tej książce. Ale postaci poboczne, chociażby brat Natashy, który jest typowym nieudacznikiem będącym jak Ferdek Kiepski ma w sobie urok, któremu także nie mogłam się oprzeć. 
Jednak to brat bliźniak Bruce'a, notabene główny bohater drugiej części serii „Jej wisienki” - William jest moim największym ulubieńcem. Nie wiem, czy nie skuszę się na drugą część po angielsku, bo w innym języku ta książka może być jeszcze lepsza. A w całej serii jest ich pięć i, jeżeli autorka już w pierwszej części doprowadza mnie do ataków śmiechu, to boje się pomyśleć, co będzie w kolejnych.

 - Nie bądź taka z siebie zadowolona. Gdybym cię polubił, tobym cię odesłał. Będziesz żałowała, że kiedykolwiek tknęłaś mojego banana, stażystko. Obiecuję ci to.”

Fabularnie „Jego Banan” jest napisany na tym samym schemacie, co „Manwhore” od Katy Evans. Bohaterowie są jednak inni. Mamy tutaj roztrzepaną Natashę, która każdego dnia toczy walkę ze zbiegami okoliczności ( ale to one wygrywają ) i zdyscyplinowanego, chorego na punkcie kontroli Bruce'a, u którego nawet jedna nitka nie może wystawać, bo zaburza mu to strefę zen. 
Między tą dwójką jest tak wiele różnic, że gołym okiem widać, jak bardzo do siebie nie pasują, ale zgodnie z przysłowiem „Przeciwieństwa się przyciągają” tak samo jest między Nat i Bruce'm.

Co więcej bohaterowie nie są puści jak słoik po dżemie. Mają problemy, którymi nie chcą się dzielić, bo jest im zwyczajnie głupio, albo czują się z tym niekomfortowo. Jednak z każdym dniem, w którym się znają, zaczynają sobie ufać, co procentuje półsłówkami o swoim życiu i sprawach prywatnych. Tutaj wielki plus dla autorki za poprowadzenie dodatkowych wątków, które także są ciekawe. 

Nie sądziłam, że to napiszę, ale „Jego Banan” to naprawdę śmieszna książka, która warta jest przeczytania. Będę szczera. Podobnie jak wiele z Was sądziłam, że to będzie gniot na miarę „Pioruna” a centrum książki będzie banan. A tak nie jest. I całe szczęście. 
Przeczytałam tę pozycję w kilka godzin, śmiejąc się prawie przez całą książkę i co rusz odbijając dziwne spojrzenia Eryka na mnie i moje chichranie się. 

Znalezienie haków na Bruce'a mogło się okazać najmniejszym z moich problemów. Wyglądało na to, że będę musiała wykombinować, jak poradzić sobie z coraz głębszymi dezorientującymi uczuciami, które wobec niego żywiłam.”

Kończąc „Jego Banan” to książka warta przeczytania, jeżeli potrzebujecie się zrelaksować po ciężkim dniu, albo zwyczajnie lubicie śmieszne sytuacje w książkach i lubicie się śmiać. Jeżeli miałabym przyrównać Natashę do znanej Wam już bohaterki to postawiłabym na Bridget Jones, która jak wiadomo też jest chodzącym nieszczęściem. I w podobnym tonie, co ta seria filmów utrzymana jest właśnie ta pozycja. Polecam!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu

copyright © . all rights reserved. designed by Color and Code

grid layout coding by helpblogger.com