Tam tańczą im anioły.
Wiecie, że nie czytam polskich pisarzy (prawie). I zwyczajnie się po nich nie sięgam, bo nie jestem zainteresowana. Pewnego dnia przyszła do mnie tajemnicza przesyłka, która w swojej zawartości kryła „Gdzie śpiewają diabły” autorstwa Magdaleny Kubasiewicz. Byłam zdziwiona i zastanawiałam się, czy to aby na pewno do mnie, ale adres przecież nie kłamie. W każdym razie, mając wolną chwilę stwierdziłam, że sprawdzę tę pozycję. Przyznam szczerze, że podchodziłam do niej z ogromnym dystansem i nie planowałam pisać opinii o niej. Ale... „Gdzie śpiewają diabły” zaskoczyły mnie tak, że sam Szatan byłby dumny.
Piotr przybywa do Azylu, aby odnaleźć swoją siostrę bliźniaczkę, która została uznana najpierw za zaginioną, a potem za zmarłą. Mężczyzna, nie chce wierzyć, że jego bliźniaczka umarła i myśli, że zaszyła się na odludziu, aby móc oddawać się swojej pasji, czyli malarstwie, którą przez całe życie wyśmiewał i negował ich ojciec. Kiedy Piotr pojawia się w Azylu od razu czuje się w miasteczku nieproszony, niczym intruz. Zaczyna zwiedzać okolicę wiele razy gubiąc się po drodze i poznawać mieszkańców tej zapomnianej przez świat mieściny, gdzie czasami jest zasięg telefoniczny, ale przeważnie go nie ma.
Właścicielka posesji, na której się zatrzymał jest kobietą, która jako jedna z niewielu chce rozmawiać z Piotrem. Ten wypytuje każdego napotkanego mieszkańca o swoją siostrę, albo Patrycję – dziewczynę, z która powiązana była Ewa. Mieszkańcy jednak nabrali wody w usta i nie chcą zdradzić swoich tajemnic.
Piotr z każdym kolejnym dniem, zaczyna wątpić w powodzenie swojej sprawy, aż pewnego dnia stara Iwanowa, właścicielka hotelu opowiada mu historię o czarownicy i diable, który stracił serce na rzecz miłości do czarownicy, przez co woda w jeziorze Diablim jest czarna.
Z każdym kolejnym mieszkańcem Piotr zaczyna poznawać coraz to nowsze historie, które wszystkie głoszą o tym samym, ale widziane są winnymi oczami i mówione innymi ustami.
Podobno to tylko opowieści, które pewnie są zmyślone.
Ale opowieść często mają w sobie ziarenka prawdy.
Słuchajcie! (czytajcie, znaczy się)
Gdybym nie wiedziała, że „Gdzie śpiewają diabły” napisała polska autorka, w życiu swoim nie powiedziałabym, że to nasze rodzime pisarstwo!
Jestem całkowicie wniebowzięta tą pozycją i mam nadzieję, że tę autorkę będziemy mieli okazję jeszcze poczytać, przy okazji jej innych książek.
„Gdzie śpiewają diabły” zaczęłam z myślą „sprawdzę co to w ogóle jest” i już po pierwszym rozdziale odpłynęłam zupełnie. Trzeba mi było donieść obiad, bo nie mogłam się oderwać od tej pozycji. Autorka rozwinęła przed nami opowieści, z których każda ma w sobie inne elementy, ale jak się dobrze przyjrzeć to można stworzyć z tych wszystkich historii swoją własną wersję.
W „Gdzie śpiewają diabły” pełno jest słowiańskich odniesień, a wydarzenia, które rozgrywają się w tej pozycji dość często sprawiają wrażenie, że mieszkańcy Azylu wierzą w pogańskie bóstwa. (a może wierzą naprawdę?)
Cała ta historia ma w sobie coś, co sprawia, że przyciąga do czytania. Nie sądziłam, że umieszczona w polskich realiach z polskimi imionami bohaterów książka sprawi, że cały dzień (kilka godzin) będę siedzieć pochłonięta w jej świecie. Przyznam szczerze, że na końcu bolały mnie już oczy od ciągłego czytania, ale nie poddałam się. Obiecałam sobie, że dowiem się prawdy i dowiedziałam się.
Chociaż Magdalena Kubasiewicz nie zaskoczyła mnie zakończeniem „Gdzie śpiewają diabły” to i tak byłam zadowolona, że sięgnęłam po tę pozycję. Tak, jak pisałam Wam na początku, nie planowałam pisać recenzji tej pozycji, a tu się okazało, że książka jest tak dobrze, że muszę napisać o niej klika słów, abyście i wy po nią sięgnęli. Zatem, jeżeli chcecie poczuć delikatny strach i tajemnice miasteczka, a także poczytać opowieści o Diable to ta pozycja jest dla Was idealna!
A ja mogę stwierdzić, że wydawnictwo Uroboros wie, kiedy i co mi wysłać w paczce niespodziance, abym była zadowolona.
Za egzemplarz serdecznie dziękuje wydawnictwu