Alabama Boys powracają.
Słyszałam o J. Daniels wcześniej, głównie przez goodreads, ale nie miałam okazji sięgnąć po jej książki, ani po angielsku, ani po polsku. Wydawnictwo Edipresse od dłuższego czasu wydaje J. Daniels u nas, ale jakoś nigdy nie ciągnęło mnie do tej serii. Dopiero przy piątej części, która jest najnowszą z „Alabama Boys” zdecydowałam się, że spróbuję.
I szczerze mówiąc, to nie do końca wiem, czy jestem na tak, czy może na nie.
Riley Tennyson jest młodszą siostrą Reeda, którego zapewne możemy poznać w poprzednich częściach. Dziewczyna ma swojego chłopaka Richarda i uczy się, aby zostać pielęgniarka. Mogłoby się wydawać, że jej życie jest niemalże idealne, ale prawda wygląda zupełnie inaczej. Od dłuższego czasu w jej związku, wszystko się psuje. Riley myśli, że to jej wina, ale tak naprawdę to Richard zawala sprawę. Zaczęło się od straty pracy u jej brata, a potem wszedł w alkohol, a nawet i narkotyki. Mężczyzna wyżywa swoje niepowodzenia na Riley, a ta wiernie przy nim trwa licząc, że jednak wyjdą na prostą.
Reed biorąc ślub z Beth i szykując się do uroczystości weselnych zaprasza swoją siostrę na próbę, a potem przyjęcie samą. Nie chce, aby Richard, który mu podpał był na jego własnym ślubie.
W dzień próby przed oficjalnym nałożeniem obrączek Riley ubierając się i szykując do wyjazdu stacza z Richardem bój o wyjście. Mężczyzna pijany nie chce, żeby jego dziewczyna wychodziła sama i zaczyna ją wyzywać od najgorszych. Riley kończy związek i wyjeżdża na ślub brata.
Tam poznaje CJ Tully'ego, który jest przyjacielem jej brata i policjantem. I po imprezie, kiedy wszyscy są nieźle nawaleni, ta dwójka mając się ku sobie spędza upojną noc razem.
Między nimi pojawia się uczucie, którego Riley nie chce.
A kiedy wraca do domu, okazuje się, że Richard nie słyszał, aby zerwali i Riley zgadza się z nim być dalej, przyjmując jego przeprosiny.
Problem w tym, że Richard nie chce się zmienić, a Riley każdego dnia jest coraz bardziej zmęczona ustępstwami. A CJ nie chce odpuścić takiej dziewczyny.
„TO, czego potrzebuję” to naprawdę dobra książka. Czytając ją, z początku byłam zaskoczona, jak szybko autorka wpakowała bohaterów do łóżka, ale potem, kiedy sytuacja się uspokoiła, byłam zaniepokojona, tym co będzie dalej. Muszę przyznać, że fabuła jest w tej pozycji, całkiem ładnie napisana. Daniels uspokaja akcję tylko po to, żeby chwilę później ponownie rozbudzić emocje Czytelnika. Bohaterowie są przyjemni, chociaż też nie do końca, ale o tym za chwilę.
Jedyne co mnie troszkę zirytowało w tej pozycji to jej długość. Nie chodzi tu o tłumaczenie, ale o rozciąganie akcji do samego końca. Szczerze mówiąc, po trzystu stronach byłam już psychicznie zmęczona tą pozycją i chciałam jej nie kończyć, a autorka postanowiła jeszcze wyciągnąć fabułę i powymyślała rożne cuda. Historia ciągnie się na koniec jak stara guma do żucia i męczy. Gdyby ucięła to szybciej, to zdecydowanie bardziej by mi się ta lektura podobała.
Drugim problemem są bohaterowie, którym daleko do ideału. Ciągłe winienie siebie za błędy innych przez Riley doprowadzało mnie do białej gorączki, a ponadto to, kiedy wzdychała ona do CJ'a określając go „największą górą mięśni” było po prostu szczytem żenady. Ja wiem, że autorki romansów mają takie dziwne zboczenia i na penisy wołają „magiczne różdżki”, albo „ instrumenty zagłady”, ale kiedy raz na jakiś czas nie rzuca się to tak w oczy, tak powtarzane kilka razy na małej ilości stron jest irytujące i wkurwiające po prostu. Końcem końców Riley wyszła na mądrą i dobrą dziewczynę, która jednocześnie jest nieco głupia.
Tully wcale nie jest lepszy, gdyż już z biegu, na pierwszym spotkaniu zaczął wołać na Riley zdrobnieniami „kochanie”, „skarbie” i tak dalej. Zastanawiałam się, kiedy powie „osiołku”, albo „małpeczko”. I owszem! Wiem, że tak miał zostać ten bohater zbudowany, ale nie musiał używać tak „słit” określeń cały czas. Wyobraźcie sobie rzekomą „największą górę mięśni”, która mówi „skarbeńku zrobiłem ci kolację” - może jeszcze niech ma fartuszek w kotki, czy serduszka. Tragedia.
Kończąc mój wywód, „TO, czego potrzebuję jest zarówno złą, jak i dobrą książką. Wszystko zależy od tego, co lubi czytelnik. Generalnie dobrze się bawiłam czytając tę historię, poza tymi paroma irytującymi mnie rzeczami. Wydaje mnie się jednak, że fanom Daniels nie trzeba długo powtarzać o jej nowej książce w Polsce, bo i tak po nią sięgną. Dużym plusem jest fakt, że czytając piąty tom, nie czułam się niedoinformowana, co było w poprzednich pozycjach z tej serii. Widać, każdą z tych książek można czytać bez znajomości innych, za co należy się duży plus dla autorki. Jeżeli czytaliście wcześniejsze książki „Alabama Boys” to najnowsza także Wam się spodoba. Jeżeli nie czytaliście to wydaje mi się, że warto spróbować. Jak nie od początku, to może właśnie od „TO, czego potrzebuję”?
Za egzemplarz dziękuje wydawnictwu