Każdy dzień to nowa przygoda.
Ta książka, przeleżała u mnie ponad rok czasu, zanim zdecydowałam się po nią sięgnąć.
I wiecie co?
Chyba powinna leżeć dłużej, bo kompletnie nie byłam na nią gotowa.
Gdy Poppy była mała, babcia dała jej słoiczek pełen serduszek i poprosiła, aby zapisywała na nich tysiąc najlepszych i najbardziej pamiętliwych pocałunków z chłopakiem, jakie miała w życiu.
Dziewczyna obiecała, że dotrzyma obietnicy.
Jej sąsiad, chłopiec, którego poznała mając pięć lat, był jej najbliższym przyjacielem. Rune przeprowadził się do Georgii z Oslo i wyglądał jak klasyczny wiking. Szybko skradł serce Poppy, z wzajemnością. Zostali przyjaciółmi, a z biegiem czasu ich przyjaźń przerodziła się w głębsze uczucie, które sprawiło, że razem byli silni i mogli przejść przez każdą przeszkodę.
Niestety jednej nie udało się uniknąć.
Rune musiał wyjechać, a Poppy po pewnym czasie przestała się do niego odzywać.
Serce chłopaka zostało złamane, ale najgorsze miało dopiero nadejść.
„Widziałem
jedynie ją. Poppy. W moim świecie istniała tylko ona”
Piszę tę opinię, dzień po przeczytaniu tej książki i dalej jestem w jej świecie. Ponownie przeżywam wszystko od nowa. Podświadomie czułam, że „Tysiąc pocałunków” jest książką ciężką i smutną, ale końcem końców nie sądziłam, że AŻ TAK!
Kurczę, przyznam Wam się do czegoś. Ja zazwyczaj na książkach więcej się śmieję, albo patrzę z politowaniem, niż płaczę. Tutaj beczałam, jak dziecko. Przez pół książki, a na końcu miałam mokrą koszulkę od łez ściekających mi po policzkach. Autentycznie!
Jeszcze NIGDY! Żadna książka nie poruszyła mnie tak bardzo!
NIGDY!
Tillie Cole pisze przechodząc ze skrajności w skrajność. Raz mamy brutalną historię o klubie motocyklowym, gdzie „kurwy” lecą na prawo i lewo, innym razem mamy obrót o 180 stopni i całkowicie łagodną książkę, która rozdziera serce kawałek po kawałku, aby zniszczyć je i nigdy nie skleić ponownie. A w każdej z tych historii Cole odnajduje się idealnie i ma swój niepowtarzalny styl, który trafia. Trafia do mnie za każdym razem. Za to właśnie uwielbiam tę autorkę.
„Moje
serce pękało, gdyż złamałam je jemu.
Temu, którego starałam
się przed tym uchronić”
„Tysiąc pocałunków” jest to książka pełna miłości, radości, a także smutku i rozpaczy. Pokazuje, że warto każdego dnia cieszyć się życiem i spędzać kolejny dany nam dzień na milion procent, nie żałując niczego. Pozycja ta, mówi, aby próbować nowych rzeczy i nie bać się ryzykować, bo to co zawsze będziemy mieć ze sobą, to wspomnienia. Wspomnienia, które opowiedzą nam o nas samych i pokażą, jacy byliśmy kiedyś.
Nie będę się rozpisywać na temat bohaterów i całej fabuły. Nie potrafię, a nawet jakbym chciała to nie chce zabierać Wam tej pasjonującej historii. „Tysiąc pocałunków” po prostu trzeba przeżyć samemu i zrozumieć tę książkę na swój sposób. Serce będzie Wam krwawić, dusza będzie cierpieć, ale mimo wszystko, na Waszej twarzy pojawi się uśmiech. Otwórzcie się na tę historię i sięgnijcie po tę pozycję. Naprawdę warto.
„Była
pojedynczym śladem stóp w mojej duszy”