Czy światy równoległe mogą istnieć?
Po skończeniu pierwszych trzech tomików „Orange”, miałam mieszane uczucia. Moje wątpliwości rozwiały się dopiero w połowie piątego tomu, a w szóstym zniknęły całkowicie. Swoją drogą, to właśnie ostatni tomik uważam, za najlepszy w całej serii.
Wracamy do naszych licealistów, którzy po otrzymaniu listów od swoich „starszych siebie”, pragną pomóc swojemu nowemu koledze Kakeru. W poprzednim tomie, cała wesoła zgraja zgłosiła się do wzięcia udziału w szkolnej sztafecie, aby wspomóc Kakeru. Przez cały czwarty tom (a na pewno jego większość) mamy właśnie tę szkolną rywalizację, która ze zwykłej sztafety przerodziła się w swoisty bieg przyjaźni. Z każdym kolejnym przekazaniem pałeczki, przekazywane zostawały także słowa otuchy dla Kakeru, który biegł ostatni. Naho stara się wykonywać rady ze swoich listów i na szkolnej imprezie pojawia się babcia chłopaka, z którą teraz mieszka. Mamy tutaj też nie tylko rozwinięcie wątku Naho i Kakeru, ale też postaci pobocznych, czyli reszty ekipy. Możemy kibicować kolejnej pomału rodzącej się parze, która każdego dnia robi sobie na złość, czyli Azu i Hagita.
W piątym tomiku pojawił się rozdział tylko dla Kakeru, który w jakiś sposób przypomina całość sprawy, o która tak bardzo walczą jego przyjaciele. Przy okazji jest ona zamknięciem historii Kakeru, ale czy jego przyjaciołom udało się wykonać misję, będziecie musieli dowiedzieć się sami.
Zapytacie teraz: „To po co szósty tomik?”
Ostatnia część „Orange” to historia samego Hiroto Suwy. Mamy tutaj dwie historie. Jedna opowiada o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, a druga to opowieść oczami Suwy. I spokojnie, nie jest to „odgrzewanie kotleta” i przypomnienie całości historii. Takano Ichigo poszła krok dalej i spisała uczucia i plany chłopaka, który jest moją ulubioną postacią w całej mandze. Historia Suwy nie jest idealna, co więcej, dla niektórych może okazać się on zwykłym oszustem, ale mi osobiście podobała się najbardziej. Odkryła ona dotąd niewyjaśnione i nieujawnione fragmenty w poprzednich tomikach, które dopiero teraz pokazały wpływ na całe życie bohaterów.
Co więcej, skupiła moją uwagę na tyle mocno, że zapomniałam o tym, jaki Kakeru był nadąsany, smutny i wiecznie brał na siebie odpowiedzialność za wszystko.
Nie zabrakło też dodatku „Zakochany Astronauta”. Astronauty nie znalazłam, nawet żadnej przenośni odnośnie tego tytułu nie zauważyłam, zatem zagwozdkę, będę miała do końca życia. Mimo wszystko mangaczka ładnie i składnie zakończyła całą tę historię i szczęśliwie, co najważniejsze. Dodatek był bardzo udany, a zakończenie padło na piąty tomik, który jest podobnej grubości co pierwszy i to są dwa najgrubsze tomy w całej mandze.
Klimatyczne obwoluty, które ładnie łączą się w całość oddają historię tej mangi już na starcie. Co więcej, na piątym tomie jest piękny pomarańczowy zachód słońca i tak teraz zastawiam się, czy to nie przez ten zachód słońca, manga ta nosi nazwę „Oragne” (pomarańczowy z angielskiego).
Oczywiście dalej mamy młodych bohaterów i starych na odwrocie mangi, a piąta obwoluta chyba oddaje najbardziej nastrój tej mangi.
Wracając do tego co napisałam na początku, to użalanie się nad sobą Kakeru ponownie mnie irytowało, a Naho, swoją nieśmiałością i nieumiejętnością czytania znaków i gestów wprawiała mnie w śmiech. Oczywiście ten z litości. Całe szczęście reszta bohaterów nadrabiała za nich i mimo wszystko miło czytało się całą mangę.
Co do kreski to pozostała ona niezmienna. Twarda i sztywna, ale za to, tak jak w poprzednim tomie, czcionka była miękka, zatem nie mam zastrzeżeń.
„Orange” jest naprawdę dobrą mangą, jeżeli przełknie się te wieczne rozterki głównego bohatera i nieudolność głównej bohaterki. Czy jest to manga z przekazem? Wydaje mi się, ze jak najbardziej. Pokazuje nam, że nie warto ranić innych, bo mogą to zbyt mocno wziąć do siebie, a przy okazji warto cieszyć się każdym kolejnym dniem i uśmiechać się, głównie do samego siebie, bo kiedy my zgadzamy się ze sobą i jesteśmy szczęśliwi to wszyscy dookoła są. Przeżyłam ciekawą przygodę czytając tę mangę i nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą historią. Wam też polecam po nią sięgnąć i oddać się zamyśleniu w dzisiejszym pędzącym świecie.
Za egzemplarze do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu