Ciąg dalszy historii Ryszarda.
Kończąc trzeci tom „Requiem Króla Róż” i mając na półce kolejne, nie zastanawiając się ani chwili sięgnęłam po następne tomy, aby móc dowiedzieć się, jak autorka rozwiązała problemy, które powstały na końcu trzeciego tomiku.
Przyznam szczerze, że podejrzewałam to, co otrzymałam, ale parę rzeczy też mnie zaskoczyło.
Wieśniacy, którzy ogłosili, iż posiadają ściętą głowę króla Henryka okazali się, na swój dziwny sposób żartować, gdyż król był cały i zdrowy, aczkolwiek w niewoli. Został uwięziony przez Yorków, którzy mają dopełnić jego żywota, jednak los cały czas mu sprzyja. Ryszard dowiadując się, że może pomścić ojca, gdyż jego morderca jest tak blisko, zrywa się z mieczem, aby zabić Henryka. Jednak przez drzwi dochodzi go głos, który skądś zna. Głos, który go koił, już wiele razy. Ryszard przez swój wybryk, zostaje przeniesiony do dworu hrabiego Warwicka, a tam zaczyna spędzać czas z Anną, która czuje do chłopca więcej, niż jest w stanie sobie wyobrazić. Ryszard jest jednak zimny i nieustępliwy, gdyż jego myśli zajęte są kimś innym. Hrabia Warwick przez zniewagę, jaką zadał mu król, odwraca się od Edwarda Yorka i zaczyna spiskować z Małgorzatą Lancaster. Obiecuje wydać za jej syna – księcia Edwarda, swoją córkę. Wybór pada na Annę, gdyż Izabela zajęta jest Jerzym. Elżbieta zaś okazuje się być po raz kolejny brzemienna, a Edward będący więziony, zostaje uwolniony przez Ryszarda. Anna razem z Edwardem przymuszeni przez Małgorzatę, spędzają razem noc, aby małżeństwo zostało skonsumowane. Henryk wraca jako marionetka na tron, ale prawdziwą władzę dzierży Warwick, który robi co chce, doprowadzając do kolejnego konfliktu.
Wywiązuje się ogromna bitwa, w której jucha leje się litrami, a Ryszard, zaczyna rozumieć, że uczucie jakim darzy Henryka jest tym, na co nigdy sobie nie mógł pozwolić. Co więcej, w końcu dowiaduje się kim naprawdę jest Henryk i jego przyjaciel pastuch.
Kolejne tomy „Requiem Króla Róż” są jeszcze bardziej zawiłe, pełne spisków oraz intryg, niż trzy pierwsze. Przyznam szczerze, że parę razy zgubiłam się (po raz kolejny), głównie przez te same imiona bohaterów. Dalej mamy tutaj sny, wizje i rzeczywistość i dalej to wszystko jest po prostu „wrzucone do jednego gara” i Czytelnik, podczas lektury sam musi sobie wytłumaczyć, co jest od czego, aby móc w pełni zrozumieć tę historię.
Przyznam szczerze, że jestem zainteresowana uczuciem Ryszarda, jakim darzy Henryka i czy autorka pójdzie lekko w yaoi, czy może zostanie przy typowo królewskiej fabule, a bohaterowie ciągle będą „prali się” po twarzach. Z jednej strony chciałabym, żeby rozwinęła wątek Ryszarda i miłości, z drugiej niekoniecznie, bo może to zrobić bardzo źle, psując całą mangę i pomysł na nią.
No, ale dopiero się przekonam, w jaki sposób rozwiązała ten problem Aya Kanno.
Obwoluty trzymają się stylu z drugiego i trzeciego tomu. Mamy tutaj po prostu portrety bohaterów występujących w historii, przedstawionej w mandze. Szczególnie obwoluta czwartego tomu podoba mi się najbardziej. Przedstawia ona Edwarda w dość jednoznacznej pozycji, a przegryzane gałązki, będące więzami są pokazaniem króla, takim jakim jest. Czyli kobieciarzem.
Manga skończyła się w takim momencie, że mam ochotę sięgnąć po kolejne trzy tomy, które na szczęście są dostępne na rynku, a z tego co mi wiadomo, historia trwa dalej i autorka właśnie rysuje dziesiątą część. Nie lubię czekania, ale nie pozostaje mi nic innego, niestety i zapewne po tym dziewiątym, dostępnym u nas tomiku będę wkurzona, że nie ma kolejnego. Przynajmniej można pochwalić wydawnictwo Waneko za prędkość wydawania mang, bo robią to naprawdę bardzo szybko.
Za egzemplarze dziękuję wydawnictwu