Bo żniwa się skończyły.
W ostatnim poście pisałam Wam, że płyniemy na Morze Czarne, ale nie wiedzieliśmy gdzie. I tak też było do samego końca. Dopiero na środku Czarnego dowiedzieliśmy się, że kolejnym portem, który zobaczymy będzie Novorossyjsk w Rosji.
Ale zanim wpłynęliśmy na Morze Czarne musieliśmy przepłynąć przez Istambuł, który jak widzieliście na facebooku dosłownie oczarował mnie swoim urokiem. Chce tam pojechać na wakacje!
Wprawdzie widziałam to miasto tylko ze statku, ale piękne domy i meczety sprawiły, że Istambuł okazał się być innym, niż go sobie wyobrażałam.
Ponownie spędzałam nocne wachty na mostku, to patrząc na radar i mapę elektroniczną, aby skontrolować sytuację, to wracałam do czytnika. W dzień zaś ponownie moją towarzyszką była farba, a raczej farby. Zostałam specjalistką od żółtej, szarej i zielonej.
Przelot przez Morze Czarne był bardzo krótki i dwa dni później (może trzy) naszym oczom ukazał się Novorossyjsk. Kiedy obserwowałam go przez lornetkę, gdybym nie wiedziała, że to Rosja to w życiu nie powiedziałabym, że to ten kraj.
Okazało się, że musimy poczekać na wolną keję i wyszło tak,
że staliśmy na kotwicy. Dookoła nas pływały delfiny, ale były tak dzikie, że
uciekały jak się na nie gwizdnęło. Za to owadów była tutaj cała masa, chętna do
współpracy, co też mieliście okazję zobaczyć na facebooku.
Modliszkę spotkałam przypadkiem, kiedy malowałam.
Pierwszą.
Potem jeszcze z dwadzieścia kolejnych zawędrowało na nasz statek, a drugi oficer na swojej wachcie miał okazję oglądać na żywo kopulujące modliszki i to jak samica zjada ze smakiem samca, po udanym pożyciu.
Modliszkę spotkałam przypadkiem, kiedy malowałam.
Pierwszą.
Potem jeszcze z dwadzieścia kolejnych zawędrowało na nasz statek, a drugi oficer na swojej wachcie miał okazję oglądać na żywo kopulujące modliszki i to jak samica zjada ze smakiem samca, po udanym pożyciu.
W nocy zaś, do zaświeconych reflektorów garnęły się wszelkie gatunki ciem i innych nocnych owadów. Wpadając na mostek, drugi oficer zabrał mnie na skrzydło i tym oto sposobem zobaczyłam Zawisaka Tawulca. Nie sądziłam, że ćmy tak chętnie wchodzą na ludzkie palce. Uprzedzając, nikt nie ucierpiał. Ani my, ani one.
Kiedy wpłynęliśmy do
Novorossyjska mogliśmy w końcu zejść na ląd i kiedy wypuściłam się na miasto,
tak tylko przykładałam kartę płatniczą do terminala, a z konta spływała kasa.
Przeliczając ceny słodyczy (bo głównie je kupowaliśmy. Wszyscy z nas.)
wychodziły grosze. Dla przykładu kupiłam sobie krem do twarzy za 10 zł, który u
nas kosztuje 25 zł. Także sami widzicie, jak piękne są tutaj ceny. Cała załoga
wracała obładowana torbami z zakupami, a teraz, kiedy piszę ten post, większość
wyjada zapasy, które wtedy tam kupiła. Samo miasto ponownie okazało się być
inne, niż Rosja wygląda, ale słyszałam od długodystansowych piechurów, którzy
przedostali się przez piękną część miasta na slumsy, że tylko z wierzchu jest
tam pięknie. Cóż, jak wszędzie.
W Rosji braliśmy jęczmień, którego kurz podczas sypania do ładowni osiadał na każdej części statku i człowieka. Przy okazji też gryzł i drapał, dlatego siedzieliśmy jak rasowi Chińczycy w maskach pyłowych i kaskach. Problem w tym, że Chińczycy siedzą tak opatuleni, bo nie chcą się opalić, a my siedzieliśmy tak, żeby przeżyć wachtę. Nie obyło się jednak bez kropli do oczu i ciągłego kaszlu.
W Rosji braliśmy jęczmień, którego kurz podczas sypania do ładowni osiadał na każdej części statku i człowieka. Przy okazji też gryzł i drapał, dlatego siedzieliśmy jak rasowi Chińczycy w maskach pyłowych i kaskach. Problem w tym, że Chińczycy siedzą tak opatuleni, bo nie chcą się opalić, a my siedzieliśmy tak, żeby przeżyć wachtę. Nie obyło się jednak bez kropli do oczu i ciągłego kaszlu.
Koło nas stał Maersk, który
na rufie miał coś na kształt czołgów. (takie białe prześcieradło na nich jest).
Kiedy on wchodził do portu, musieliśmy wyjść, a potem wrócić ponownie, gdyż
piloci bali się, że nie zmieści się on w zwrocie i dla bezpieczeństwa zabrali
nas stamtąd, aczkolwiek przysporzyło nam to więcej roboty, bo wychodzenie z
portu i wchodzenie z powrotem oznaczało manewry. Jak byście byli ciekawi to
pięter na tym kontenerowcu jest dziesięć (10). Winda też jest.
Dowiedzieliśmy się, że z
Rosji płyniemy Arabii Saudyjskiej, co wywołało jęk całej załogi, bo jak wiadomo
tam to dopiero jest gorąco, a Słońca to my mamy teraz pod dostatkiem nawet w
Polsce. No, ale przynajmniej będę mogła pokazać Wam zdjęcia z Kanały Suezkiego,
który będziemy przepływać. Kanału, który od dawna potocznie nazywa się
Cigarette Canal (Kanał Papierosów). Dlaczego? Dlatego, że każdy pilot, który
wchodzi na pokład zabiera żniwa wagonów papierosów i nie tylko na ląd ze sobą.
Niektórzy potrafią poprosić o 7 kartonów, co daje 1400 sztuk papierosów!
Kończąc, pisaliście, że chcecie zobaczyć kabiny, w których mieszkamy, zatem postarałam się, jak najlepiej ująć kabinę, która stoi pusta obok mojej. Przy okazji zrobiłam Wam też zdjęcie korytarza, który znajduje się zaraz na wejściu do nadbudówki. Kolejne zdjęcia w planach, także wiele jeszcze przed Wami.
Niektórzy potrafią poprosić o 7 kartonów, co daje 1400 sztuk papierosów!
Kończąc, pisaliście, że chcecie zobaczyć kabiny, w których mieszkamy, zatem postarałam się, jak najlepiej ująć kabinę, która stoi pusta obok mojej. Przy okazji zrobiłam Wam też zdjęcie korytarza, który znajduje się zaraz na wejściu do nadbudówki. Kolejne zdjęcia w planach, także wiele jeszcze przed Wami.
I to by było na tyle. Czas płynąć w tę gorączkę i tak zwane
„piekło na Ziemi”, jakim jest Arabia Saudyjska. Uprzedzając Wasze pytania, nie
będę musiała nosić abaji. Wystarczą długie spodnie, aby zasłonić nogi.
Aczkolwiek mam wrażenie, że te długie spodnie będą gorsze od przewiewnej szaty,
która zakryłaby mnie, jak namiot.
Do następnego!
Do następnego!